'Umrę z wkurwu.', czyli 'Furia mać'

"Furia mać", Sylwia Kubryńska


... mać!


Jestem osobą młodą i niedoświadczoną. Niewiele widziałam i więcej mam na ustach wyświechtanych sloganów niż chcę przyznać. Przedstawiam sobą obraz młodzieży dwudziestego pierwszego wieku, która rozpoczyna dorosłą podróż, dlatego nie jestem pewna, czy "Furię mać" mam prawo oceniać.

Zetknęłam się z różnymi komentarzami. Czytelnicy wydają dzielić się na tych, którzy tej książki nienawidzą i tych, którzy ją kochają. Stąd moje rozdarcie.


Spałam i miałam sen. Sen proroczy. Śniła mi się własna śmierć. Wiem, na co umrę. To niezwykłe i jednocześnie beznadziejne: tak się nagle dowiedzieć. Nie mam już żadnego wpływu na los, nic mnie nie ocali. Klamka zapadła. Umrę z wkurwu.

"Furia mać" to opowieść czterdziestoletniej kobiety. Relacjonuje ona swoją codzienność, komentuje wydarzenia na arenie politycznej i religijnej, ustosunkowuje się do spraw, które autorzy w książkach zwykli pomijać ze względu na ich drażliwość. Kubryńska z jednej strony odważnie podchodzi do wielu tematów, ale brak w jej wywodach logiki.
Są zajadłe, wulgarne, agresywne. Pełne nienawiści i zgorzknienia, choć zdarzają się chwile, w których czytelnik, stłamszony i zagubiony, odnajdzie coś wartościowego.


Matka-Polka = Furia?


Czytając zastanawiałam się, czy Magda - główna bohaterka - rzeczywiście jest odzwierciedleniem przeciętnej Matki-Polki. Czy faktycznie w głowach żeńskiej części populacji roi się od gniewu, rozczarowania i pretensji? 
Czy kochają, bo muszą? Czy pod osłoną pewnej siebie kobiety kryją rozwydrzone, wrzeszczące i niebywale bezczelne dziecko?

Dlaczego bycie Matką, Polką i Kobietą wyklucza fuzję, w wyniku której powstaje... człowiek?


Wściekam się. Pieni się we mnie rozpaczliwy bunt na samą myśl, że ktoś uważa mnie za kretynkę. Jestem kretynkę po dwóch fakultetach, mam intelektualny zawód, a wciąż pozostaję płazem po lobotomii. Jedyne, co potrafię, to rzucać się bezładnie w szklanym słoiku własnej ambicji. Ale nie tylko ja. Nie tylko ja...

Kubryńska wykreowała bohaterkę niezwykle egocentryczną i dziecinną. Osobę, która kryje w sobie niewysłowiony gniew i rozczarowanie światem, ale jednocześnie nic do niego nie wnosi. Jest bierna i rozgoryczona, a przez to jeszcze bardziej gniewna. 
Popada ze skrajności w skrajność. Nie ma w niej grama empatii. Jest zakopana w swojej furii do tego stopnia, że wszystko inne spowija biała mgła. Skupiła się na sobie tak bardzo, że popadła w chory narcyzm. Świadomie rozdzieliła swoje ja tworząc Magdę i Lenę, próbując usprawiedliwić awantury, dziecinność i okrucieństwo, których na co dzień się dopuszczała.


Nasza dżuma drży w powietrzu. Pełza pod drzwiami, wnika przez dziurki od klucza. Konsekwentnie dzień po dniu wysyła swoje pchły pod nasze kołdry. Ta dżuma nazywa się nienawiść. Nienawidzimy się wszyscy coraz bardziej. Nienawidzimy się tak, że zaczynamy się zjadać. Zjadamy się codziennie, dzień po dniu, najpierw małymi kęsami, potem coraz śmielej, wyrywając po kawałku siebie nawzajem, wyrywając sobie serca. Każdy krok, każda decyzja, każdy oddech jest powodem do nienawiści. Każdy ruch - pretekstem do oceniania. Wszystko jest głupie i złe. Każdy jest głupi i zły. 

Żyję w idealistycznym, i być może naiwnym przekonaniu, że każdy z nas posiada swoje "wewnętrzne dziecko", które czasami wypycha zza sterów dorosłego. To normalne. Każdy czasami pozwala emocjom wziąć górę. Każdy jest tylko człowiekiem. Kubryńska rozdzieliła człowieka na pół pozostawiając Magdę, by walczyła ze światem. Stygmatyzując Lenę jako zbyt delikatną i empatyczną... zbyt ludzką.


Niemal wrzaskliwe


Wiele było w tej książce niepotrzebnych oskarżeń i pełnych goryczy oświadczeń. Wiele z nich sprawiło, że skrzywiłam się mocno i wahałam przed dalszą lekturą. Jestem dumna z siebie, że dobrnęłam do końca, ale jednocześnie obudziło się we mnie jakieś niezadowolenie. Może narodowa duma? 

Ludzie dzielą się na tych, co chcą mieć lepiej oraz tych, którzy chcą, by inni mieli gorzej. Z racji ograniczonych możliwości wpływu na życie innych, idzie to dość opornie, wszyscy więc są wiecznie wkurwieni. A im bardziej wkurwieni jesteśmy, tym bardziej w tym wkurwieniu jesteśmy zapalczywi. Aktywni złością. Dynamiczni frustracją. Rozumni szałem.

Kubryńska, a właściwie Magda, główna bohaterka, sądziła chętnie i bez umiaru - Polskę jako kraj, Polaków jako całość i każdego z osobna. Nie mogłam nie zgodzić się z kilkoma opiniami, chociaż ociekały jadem, ale większość zwyczajnie potępiłam, ponieważ nie uważam ich za słuszne, sprawiedliwe czy prawdziwe. 


Polska nie jest podzielona na prawo i lewo. Podział na prawo i lewo to jest, kochani, dla dzieci. Dorosła Polska jest podzielona na prawo, lewo, wzdłuż, wszerz, w poprzek i na ukos, a wszystkie linie w dwóch wymiarach są tylko namiastką podziału w wymiarze trzecim - nomen omen - duchowym.

Przypominają rzucane pod wpływem złości słowa, co często zdarza nam się podczas kłótni - pełne pasji, głośne, niemal wrzaskliwe, ale puste i niemające poparcia w rzeczywistości. Dziecinne.


Gorzka jak lekarstwo


"Furia mać" okazała się lekturą, która paradoksalnie wiele wniosła w moją codzienność. Stałam się bardziej spokojna, a zarazem dociekliwa, ponieważ książkę już przejęła mama, by odnieść się do uczuć głównej bohaterki. Ciekawa jestem w jakim stopniu się z nią utożsamia.


Odejdę. Odejdę kiedyś, niedługo, za tydzień, za miesiąc, za rok. Wyjdę z domu, zamknę drzwi i pójdę w jasność. Ale muszę jeszcze wychować syna, muszę zrobić kilka tysięcy obiadów, dokończyć remont łazienki, wyprać koszule ze skarpetkami i posprzątać garderobę. Spłacić kredyt. I rzucić kilkoma talerzami o ścianę nowo wybudowanego domu (...).

Co do książki samej w sobie, uznałam ją za interesującą, ale gorzką jak najgorsze lekarstwo. Jest, jak dla mnie, przerysowana i niesprawiedliwa, a także, bez wątpienia, pełna ciężkiego gniewu i nienawiści - do siebie, do świata, do ludzi w ogóle.

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top