'Ślepy archeolog', Marta Guzowska


Jeżeli towarzyszycie mi od dłuższego czasu, na pewno znacie jeden z moich małych sekretów. Mianowicie, mam niepohamowany apetyt, gdy chodzi o romanse. Mogę czytać je bez ustanku, rano i wieczorem. Gdy jestem szczęśliwa i kiedy dopada mnie chandra. Jednak bolesną prawdą, która tyczy się tego gatunku, jest fakt, że niewiele jest pozycji interesujących i wartościowych.
Historie o miłości to swego rodzaju papierowe tabletki przeciwbólowe, które tylko na chwilę odciągną nas od rzeczywistości. Nie leczą prawdziwego problemu. Nie uczą. Z biegiem czasu przestały być dla mnie wyjątkowe. Każda kolejna pozycja zlewa się z jedno z poprzednią i następną.
Dlatego tak bardzo cenię kryminały. Jestem w ich przypadku dość wybredna, żeby nie powiedzieć rozpieszczona. Za każdym razem szukam zapewnienia, że nie rozczaruję się po rozpoczęciu lektury. Z tego względu, gdy zaczynam czytać, zazwyczaj jestem przekonana o trafności wyboru. 
Tym razem zdecydowałam się na spontaniczność. Wybrałam książkę, o której praktycznie nic nie wiedziałam. Nie mogłam skonsultować jej z bliskimi mi molami książkowymi. Powiedzieć, że zaryzykowałam... oddajmy hołd mojej odwadze.


Uczta dla zmysłów


"Ślepy archeolog" zahipnotyzował mnie już od pierwszych stron. Jestem pewna, że każdy rozpoczynając lekturę zwróci uwagę na różne jej aspekty i to one sprawią, że nie porzuci jej przez resztę dnia lub wieczoru. 
Osobiście, nie mogłam oprzeć się wrażeniom, którym zostały poddane moje zmysły. Trudno mi nawet uznać, że to, co czułam, było wytworem cudzej wyobraźni. Wszystko wydawało się tak realne. 
Gorące, wilgotne i ciężkie powietrze, które osiada na skórze niczym niewidzialny szal. Dotyk promieni słonecznych na nieosłoniętych częściach ciała. Czerwień, czerń i lekki pomarańcz pod powiekami - zależnie od pory dnia. Zapachy, które zazwyczaj ignorujemy, a podświadomie kojarzymy ze znanymi nam osobami.
Wszystko odczuwałam mocniej i bardziej wyraźnie. Moja głowa spoczywała na poduszce, ale umysł doświadczał.

Być może nie zachłysnęłabym się różnorodnością bodźców, gdyby nie bohater - Tom Mara. Jest niewidomy, lub, jak sam to określa, ślepy. 

W moim świecie muszę polegać na szczegółach pozwalających mi odróżnić jedną osobę od drugiej. Osobie widzącej trudno byłoby uwierzyć, że to takie pozornie nieznaczące drobiazgi: inna barwa głosu, inny zapach albo tkanina ubrania, która przy poruszaniu wydaje inne dźwięki. Przyzwyczajamy się do tych drobiazgów. Traktujemy je jako coś oczywistego i z lenistwa nie wnikamy głębiej.

Wielu autorów nigdy nie zdecydowałoby się na kreację głównego bohatera, który jest niepełnosprawny. Po pierwsze, wyobrażam sobie, że przygotowania do napisania książki są o wiele bardziej kompleksowe i skomplikowane. Po drugie, trzeba zacząć postrzegać świat i otaczającą rzeczywistość w taki sposób, by czytelnik uznał narrację za wiarygodną. 
Marta Guzowska nie tylko sfinalizowała dwa powyższe punkty. Dodała do tego wciągającą i nieoczywistą fabułę.


Trzęsienie ziemi


Nie trudno zgadnąć, że jestem wielbicielką śródziemnomorskich klimatów. Wysokiej temperatury, morskiej bryzy, ostrych i nieprzejednanych skał, które kontrastują z delikatnym piaskiem pod taflą wody. Urzekło mnie miejsce, w którym rozgrywają się wydarzenia, ale jest ono, tak naprawdę, zaledwie dopełnieniem całości.

Ludzkie nieszczęście to zawsze radość dla archeologa.

Tom jest wybitnym archeologiem, dyrektorem Kentro - centrum archeologicznego na wschodniej Krecie. Pewnym siebie, pysznym perfekcjonistą, który nie uznaje kompromisów. Od swoich współpracowników i najbliższych wymaga takiego samego zaangażowania w pracę, jakie sam oferuje. Wiedzie życie, które można opisać jednym słowem: uporządkowane. Wszystko jest rozplanowane i wymierzone w jak najbardziej zoptymalizowany sposób.
Aż do dnia, w którym po raz pierwszy zawibruje telefon. Do czasu pierwszego niewielkiego trzęsienia ziemi.

Fabuła jest jednym z tych aspektów książki, o którym można mówić godzinami. Jednocześnie, stanowi najbardziej newralgiczny temat. Tak ciężko sprawić, by pozostała tajemnicą.

Dwa ciała. Dwa strzały. Potłuczona, zabytkowa ceramika. Jeden ślepy archeolog i groźba następnego morderstwa. Zegar tyka.
Gdy tylko zaczniecie lekturę, będziecie chcieli zadać mi pytanie: po co ta konspiracja?. Dość szybko, razem z Tomem, odnajdujemy winnego. Wpływają na nas cechy jego charakteru. Stajemy się bardziej skupieni. Zaczynamy poddawać bohaterów logicznej selekcji. Przewracamy kolejne strony z niezasłużoną pychą. Przekonani, że moglibyśmy już zakończyć lekturę.
Tu wkraczam ja i przestrzegam. Mocno uchwyćcie się pokory. W żadnym wypadku nie odkładajcie książki. Rozwiązanie akcji nie jest oczywiste i na pewno zakopie pod gruzami nowo narodzone, detektywistyczne dusze.

Akcja rozgrywa się na przestrzeni kilku dni, od 11 do 15 września. Fabułę można podzielić na czynną, od 11 do 14, którą cechuje dynamika, ruch i nowe informacje, oraz statyczną - 15 września, która obejmuje głównie przesłuchanie i w większej mierze jest ograniczona do posterunku policji.


Nieodparta mieszanka


"Ślepy archeolog" jest pozycją, która nosi znamiona perfekcjonizmu. Wszystko zostało opisane w niezwykle dokładny i szczegółowy sposób. Jednocześnie nie występują tu elementy zbędne. 
Guzowska oferuje nie tylko świetny kryminał i nieodparty klimat Krety, ale również interesujące zagadnienia ze świata archeologii. Jest to mieszanka, której nie sposób się oprzeć.


Książka przeczytana i zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Marginesy
Dziękuję. :)
Recenzja jest w całości moją subiektywną opinią.

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top