'Brudne' słowa, czyli 'Złe psy. W imię zasad'

"Złe psy. W imię zasad", Patryk Vega

Nieodporni


Są takie książki, które pomimo ostrego, czasami obrazoburczego języka chwytają czytelnika w swoje brudne, bo rzeczywiste, objęcia i nie pozwalają odejść.

Nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy odporni na prawdę o świecie. Nigdy jej tak naprawdę, w całości, nie poznamy. Zawsze pozostaną luki, niewypełnione kawałki układanek. Dlatego z takim uporem, wymieszanym z niezdrową fascynacją, sięgamy po książki, które odsłaniają najgorsze z prawd. Przekonują o swojej autentyczności i sprawiają wrażenie rzetelnie opracowanych.

Chcemy znać fakty. Choćby te najbardziej przerażające.


"Brzydkie" słowa


"Złe psy. W imię zasad" to pozycja, która zainteresuje niemal każdego dorosłego odbiorcę. Forma, którą wykorzystał Vega - wywiadu rzeki z policjantami, którzy mają za sobą wiele lat służby i liczne, bez wątpienia ciekawe, doświadczenia - sprawia, że jesteśmy zaangażowani w toczącą się dyskusję. Pozostajemy biernymi słuchaczami, ale na nasze usta cisną się kolejne pytania, na które, w większość, w miarę czytania, zostaje udzielona odpowiedź.

Rozmowę prowadzi autor i mogłoby się wydawać, że będzie kierował konwersacją. Manipulował, ponieważ to on jest prowodyrem zaistniałej sytuacji. To on powinien nadawać tempo. Tymczasem miałam wrażenie, że pełnił jedynie rolę łącznika, tłumacza, który pozwolił nam bliżej poznać każdego z mężczyzn. Vega stworzył kanał komunikacyjny dla zainteresowanych czytelników.


(...) jak ja byłem młodym policjantem i ktoś pierwszy raz powiedział na mnie "ty chuju", to się, kurwa, obraziłem. Ale jak przyjechałem do domu, stanąłem przed lustrem, popatrzyłem i widzę, że ja ni chuja do chuja nie jestem podobny, więc przestałem na to zwracać uwagę.

Nie można powiedzieć, że język występujący w książce nadaje się dla młodszych lub bardziej wrażliwych osób. Jest mocny, krwisty, obfituje w przekleństwa. "Brzydkie" słowa pojawiają się lawinowo, ale nie ma w tym nic dziwnego, skoro temat jest brzydki i drażliwy. Praca policjantów nie jest łatwa i przyjemna, zdajemy sobie z tego sprawę, ale nasze wyobrażenia niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.


W ciągu tych lat zmieniła się też polska policja. Czas patologii z początku dwudziestego pierwszego wieku jest już za nami. Dziś poznaję nową generację oficerów operacyjnych z krwi i kości i stwierdzam, że fajnie zobaczyć młodych policjantów, którzy nie są w żaden sposób obarczeni poprzednim systemem. 

To robota na pełen etat - okrutna, wymagająca, agresywna i wiążąca się z nieprawdopodobną dawką adrenaliny. "Złe psy. W imię zasad" nie uchyla rąbka tajemnicy. Ta książka zdziera kurtynę i z przekleństwami na kartkach wdziera się na scenę.


W imię zasad


Poznając sylwetki różnych policjantów z czasem dociera do nas, że zasady to w tej branży pojęcie, które można interpretować na wiele sposobów. Każdy z nich ma odmienny wskaźnik zła, czerwona strefa znajdująca się za nieprzekraczalną granicą, u każdego z nich ma inny rozmiar i kształt.


Spotkałeś wielu policjantów, którzy przekraczali granicę? (...) granica jest bardzo płynna. Zresztą spotkałem się z przypadkami, że wśród policjantów byli złodzieje, więc pytam: gdzie jest ta granica? 

Czytanie tych historii daje do myślenia, a jednocześnie wywołuje dreszcz niepokoju. Po lekturze zastanawiamy się, czy byliśmy gotowi na tę wiedzę, czy powinniśmy znać prawdę, czy ona faktycznie jest wybawieniem.

"Złe psy. W imię zasad" okazała się pozycją, którą trudno zlekceważyć. Nieprzewidywalną i krwawą. Czasami zwyczajnie złą.

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top