Żyć, by nie umrzeć, czyli 'Paragraf 22'

"Paragraf 22", Joseph Heller

Wyzwanie Labrysa
Zacznę od słowa "paragraf", które nie oddaje w pełni znaczenia ang. "Catch-22". "Catch" oznacza również haczyk, kruczek, co już na samym początku może dać nam wgląd w tematykę książki.

A o czym jest "Paragraf 22"?

Był więc tylko jeden kruczek – paragraf 22–który stwierdzał, że troska o życie w obliczu realnego i bezpośredniego zagrożenia jest dowodem zdrowia psychicznego. Orr był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. Orr byłby wariatem, gdyby chciał latać dalej, i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać; ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać.
O absurdach.
Jest to książka, której fabuła skonstruowana została na fundamentach wojny, wyższych idei, poświęcenia, walki, podniosłych celów, jednak te wzniosłe słowa są przerysowane. Autor uchwycił je w sposób niemal karykaturalny.
I teraz uwaga! 
Karykaturalne nie oznacza "bez sensu", ponieważ każda z tych postaci oddaje jakąś prawdę i na swój sposób jest nośnikiem rzeczywistości. Bądźmy szczerzy, wojna nie była piękna, nie można pisać o niej tylko i wyłącznie we wzniosłych, wysokich tonach. Każdy to wie, ale jeśli nie decydujemy się na okrawanie historii z brzydkich elementów, to sięgamy zazwyczaj po następną skrajność, czyli brzydkie szczegóły. Trupy. Krew. Przekleństwa. Śmierć.
Heller zbalansował historię. Nie odarł jej z prawdy, a jednocześnie nie pozostawił w naszych umysłach uczucia strachu, zwierzęcego przerażenia. Przedstawił absurdy wojny, opracował ludzkie słabostki i wypaczenia, skupił się na charakterach, ale dał nam także odczuć, że "jego" wojna to nie tylko śmiech i karykatura. Nie da się ukryć, że w utalentowany sposób przemycił między strony kilka krwawych scen i wytłumaczył motywy, które kierują ludźmi.
Możliwe że ten wariat jest tutaj ostatnim normalnym człowiekiem
"Paragraf 22" wbrew tematyce zmusza do śmiechu, jest majstersztykiem i plasuje się zaraz obok "Mistrza i Małgorzaty".
Akcja rozgrywa się w kilku miejscach - na Pianosie (włoska wyspa), w Rzymie i przelotnie w paru innych miejscach. Wszędzie jednak dominują trzy najsilniejsze osobowości książki. Oni kształtują wydarzenia i swoim postępowaniem wpływają na innych bohaterów.
Są to: Milo, Yossarian i Orro. Trzeba doczytać do końca, czemu wielu może nie podołać, by dostrzec te wpływy, jednak pozostają one niezaprzeczalne.
Milo jest książkowym "facetem od wszystkiego", ale nie bądźmy ślepi, zerknijmy głębiej!
Jest egoistycznym, interesowanym manipulatorem, któremu wszystko zostaje wybaczone, nawet jeśli jego działania zagrażają życiu. Jest kochany lub nienawidzony. Pragnie pomóc, jednak zawsze ważniejsze od przyjaciół pozostają interesy, nie ma szacunku do kobiet, wszystko jest dla niego jedną wielką transakcją. Był chyba najsmutniejszym bohaterem ze wszystkich.
Owszem, wzbudzał moją irytację, podjudzał mnie do krzyku, czasami zdobywał się na porywy dobroci, ale drzemała w nim jakaś niewola. Był całkowicie zależny od swoich pragnień, od chorego pożądania wszystkiego, co tylko może przynieść choć najmniejszy dochód. Kasa, kasa, kasa. Kropka i bez każdego "i".
Yossarian jest diametralnie inny od Mila. Podpada wręcz pod kategorię "bohater szlachetny". Jest skupiony na własnym dobrze, ale jednocześnie troszczy się o innych, opiekuje się nimi, opłakuje przyjaciół. Jako jedyny z całej tej gromady, może prócz kapelana, kurczowo trzyma się swoich przekonań, jest nieprzekupny, uparty, dobry i jest... wariatem. Przynajmniej tak sugerują dialogi, dywagacje samego Yossariana czy jego przyjaciół.
Lotnicy nie muszą podpisywać deklaracji lojalności Piltcharda i Wrena, jeśli nie chcą. Ale jeżeli nie zechcą, macie zagłodzić ich na śmierć.
Po lekturze dochodzę do wniosku, że w całym tym majdanie, od jeden był normalny, a przynajmniej chybotał się na granicy normalności.
Orro jest w książce symbolem nadziei, niezłomności i prostoduszności. Potrafi wyjść z każdych opałów, jest nieskomplikowany, a jednak potrafi zaskoczyć. Nie raz i nie dwa stawia pod znakiem zapytania swoją "ułomność". Do samego końca nie wiadomo czy Orro tylko udawał, czy może naprawdę "głupi ma zawsze szczęście".
"Paragraf 22" jest niesamowicie podobny do "Procesu", Franza Kafki. Fakt, jest dłuższy i nie tak skomplikowany, ale wciąż w pośredni sposób porusza największe problemy świata: złożoność biurokracji, demoralizację przeciętnego człowieka, wielkie, złe oczy wojny i kruchość życia, dobra oraz wszystkiego, co właściwe.
Tym razem jednak, uchwycono to w naprawdę absurdalnym wymiarze. Trudno było się nie śmiać, trudno było nie jęknąć z przerażenia. "Paragraf 22" to kopalnia wszystkiego - ludzkie zachowania, sensowność idei, wiara, pogarda, głupota, biurokracja, bezbronność przeciętnego zjadacza chleba. To wszystko potrafi przerazić, ponieważ autor zawarł to w niespełna pięciuset stronach. Porządna dawka mądrości, odwiecznych pytań, a także wiecznych absurdów.

Powiadam ci, Yossarian, przesądy rasowe to rzecz straszna. Naprawdę. To potworne, kiedy przyzwoitego, lojalnego Indianina traktuje się jak jakiegoś czarnucha, żydłaka, makaroniarza czy portorykańca.
"Paragraf 22" to książka, która naprawdę zmusza do myślenia. Tutaj nie ma chwili, żeby człowiek anie rozważał swojego postępowania, swojej postawy i umysłu. Książkę można analizować na wielu płaszczyznach, jestem nią po prostu zachwycona.
Interesują przeprawa jak dla mnie!
Szczerze polecam :)
Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top