Non omnis moriar, czyli 'Tak sobie myślę...'

"Tak sobie myślę...", Jerzy Stuhr 


Pan Stuhr nie skupia się, jak wielu mogłoby sądzić i jak sądziłam i ja, na swojej chorobie. Jest to temat całkowicie poboczny. Prawie pominięty, gdyby nie wzmianki o szpitalach i chemioterapii.

Człowiek, który szukałby łatwego rozgłosu i dużej dawki litości opisałby, jak ciężka jest choroba, na jaką próbę zostaję wystawione wszystko w co wierzy, kiedy, jak i dlaczego cierpiał. Samotnie czy w gronie rodzinnym, nie miałoby to znaczenia. Ważne, że choroba. Ważne, że krzyk. Litość. Płacz.

Pan Jerzy nie zniża się do tak trywialnego przedstawienia swojej sytuacji. Na początku jest to dziennik, który prowadzi z racji wolnego czasu i chęci zapisania myśli. Zeszyt, który dostał od córki powoli zapełnia się urywkami z życia, przeszłości, teraźniejszości i planami na przyszłość. Widzimy niebywałą siłę autora. Samozaparcie, wiarę i, co najważniejsze, nadzieje. Uczucie to nie bierze się jednak, jedynie od pana Jerzego, nadzieje, w dawkach zatrważających, otrzymuję od ludzi dookoła niego. Rodzina, przyjaciele, współpracownicy, a nawet obcy, wspierają go w trudnej i długiej walce.

Ale jak napisałam i jak napisał pan Stuhr, nie to jest ważne. Nie możemy skupiać się na tym, co złe. Trzeba patrzeć w przyszłość, widzieć ją i powoli planować. Nie wybiegajmy jednak zbyt daleko. Wystarczy przyszłość dzisiejsza, jednego dnia. Co zrobimy, gdzie pójdziemy, kogo spotkamy.

Autor raczy nas swoimi poglądami, przeżyciami, doświadczeniem i odnosi się do wielu spraw, które w danej chwili go zaprzątają. Od nich bierze krok w bok i zwraca się ku temu, co było. Opowiada o swoich perypetiach życiowych, o przygodach. Nieprawdopodobne, piękne, niezwykłe historie. Ironia, humor, chwile zamyślenia, pochłaniamy je niczym mandarynki w zimowe, chłodne wieczory przy kominku. Pan Stuhr ma bardzo duży dystans, który od razu widzimy, do siebie, rodziny, przyjaciół i choroby. Nie zatraca się w opisywaniu bólu, nie tonie też w bagatelizowaniu całej sprawy, lecz delikatnie balansuję. Dokładnie po środku, pomiędzy zbytnią trywialnością i przesadzoną powagą.

Podziwiam Pana Stuhra, nie tylko za talent aktorski, ale również za umiejętność ubrania myśli w słowa. Na dodatek mądre.
Zdecydowanie czytajcie!


Wyzwanie 2015 - 10/50

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top