"Hopeless", Colleen Hoover
Tyle znakomitych recenzji, tyle wspaniałych słów. Lotne zdania wręcz wdzierały mi się do mózgu, gdy sięgałam dłonią po tą konkretną pozycję.
"Wspaniała"
"Zachwycająca"
Blah, blah, blah.
Czy te krzyczące cudownością recenzje przełożyły się na moją opinię? Zdecydowanie nie. Czy znalazłam ich odbicie w książce? Niestety, w większości, nie.
Wszyscy dobrze wiedzą, a przynajmniej powinni, że własne opisy książek tworzę wyłącznie, gdy są one bardzo dobre albo bardzo złe. Tym razem trafiłam na dość mdły przypadek, zmuszona więc jestem skopiować opis z lubimyczytać.pl. Wybaczcie, ale nie potrafię nic z siebie wykrzesać. Wszystko, co nasuwa mi się na myśl to: Jestem taka samotna. Lubię biegać. Chłopak taki seksowny i tajemniczy. Wielka, ukryta historia mojego życia.
Trochę protekcjonalnie wyszło, ale zaraz wyłożę Wam, co mi się spodobało, a co było "do bani".
"Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa.
To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera. Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans – wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia."
Dobrze, dobrze, muszę przyznać, że historia ma jakąś, podkreślam jakąś, fabułę. Nie jestem jej do końca pewna, ponieważ wpierw duża część książki ogranicza się do ich miziania, ciumkania i wyznawania miłości, a dopiero potem dzieje się coś konkretnego, czyli na jaw wychodzi przeszłość Sky, tudzież Hope. Trochę lubię melodramat, więc podekscytowałam się, gdy akcja doszła do punktu kulminacyjnego, który okazał się bardzo, ale to bardzo dramatyczny, z całą tą krwią, seksem i płaczem.
Jednak pomijając te kilkanaście, kilkadziesiąt stron resztę czytałam z trudem. Dużo marudzenia o tym jak to nie mogą być razem, ale on chce, żeby byli razem, no i ona tez chce, ale jej matka nie chce, bo ona go zna, ale Hope go nie pamięta, ale w końcu coś czuje, więc zaryzykuje, a jej przyjaciółka przestaje mieć znaczenie, tak samo jak świeżo znaleziony przyjaciel.
Kropka.
Szybki skrót całej książki. Szczerze mówiąc, o wiele bardziej wolę, gdy autorka pisząc skupia się po trochu na wszystkim, a nie tylko na relacji chłopak-dziewczyna, ponieważ, wbrew pozorom, nie da się z niej dużo wycisnąć. Ile razy można męczyć ten sam schemat: bieganie, całowanie, tajemnica? W tej książce okazuje się, że bardzo wiele razy. Trochę za mało szkoły, życia i codzienności, a za dużo "snów nastoletniej nocy". Są to sytuacje, które wyobrażają sobie nastolatki, na przykład jak powinno wyglądać całowanie się, seks i te sprawy.
Nie mój klimat, choć, jak mówiłam, miała swoje dobre momenty. Ze swojej strony nie wiem, czym się tak zachwycali w recenzjach. 2/10.
Kryśka
0 komentarze:
Prześlij komentarz