Gówniara i męczennica, czyli Twylla w 'Córce zjadaczki grzechów'

"Córka zjadaczki grzechów", Melinda Salisbury


Ta pozycja od dawna chadzała mi po głowie, więc w końcu musiałam ulec. Nie jestem zawiedziona, choć, biorąc pod uwagę liczbę stron, spodziewałam się czegoś lepszego.
Twylla, główna bohaterka, rzekomo zabija dotykiem.
Nie ma przyjaciół (tych, których miała, zabiła), nienawidzi samej siebie, królowa jej nienawidzi, wszyscy się jej boją. Taa, trochę trudne środowisko.
Dodajmy do tego fakt, że jest postrzegana jako wcielenie dziecka bogów. Królowa, król i książę są za to wcieleniami samych bogów. Dlatego też, mogą Twylli dotykać. Wieść niesie, że w jej skórze płynie trucizna, więc sami rozumiecie...
Twylla, jako postać, jest nieostra. Jakby niedopracowana. Mówią o niej, że jest poważna, ona sama twierdzi, że jest potworem, natomiast, gdy czytamy od razu przychodzi do nas prawda. Dziewczyna jest po prostu słabą, egoistyczną i użalającą się nad swoim losem gówniarą (co sama na końcu przyznaje). Autorka próbuje wzbudzić w nas przekonanie, że jej zachowanie wymuszone jest jej pozycją na dworze oraz charakterem królowej. Tak naprawdę, gdy otwieramy książkę, oczekujemy, że zetkniemy się tam z silną, albo przynajmniej mającą jakiś kręgosłup moralny osobą. Nie wymagam od razu nie wiadomo jakiej bojowniczki o wolność, ale miło by było, gdyby miała podstawowy system wartości i nie była marionetką (i to dobrowolną!). Twylla, krótko mówiąc, jest wszystkim tym, czego nienawidzę u bohaterek. Niepewna, zależna od cudzych decyzji, niepotrafiąca wykorzystać swojej pozycji, wolno-myśląca i ślepa.
W ten sposób trafiamy prosto do świata, który wykreowała autorka. Nie jest zły, jest bardzo dobry, ciekawy, zajmujący. Mamy dwa 'państwa', które różnią się od siebie diametralnie. Jedno posiada ustrój demokratyczny oraz wysoki poziom nauczania, w drugim rządzi rodzina królewska, a społeczeństwo jest zabobonne. W tym całym galimatiasie, który podała nam Salisbury, tylko kilka rzeczy przyciąga uwagę.
1. Rzekomy zabójczy dotyk Twylli.
Później traci on swój urok, bo prawda wychodzi na jaw. Niszczy to nieco sens książki.
2. Dwóch przystojnych chłopców walczących o jej miłość.
I tu mamy ciekawy zwrot akcji! Na samym końcu wszystko, co wydawało nam się logicznym, runie. To dopiero będzie szok! Kogo pokocha? Komu odda serce? Kogo podepcze? A może będzie trwać samotnie na jakimś pustkowiu?
3. Takie postacie, jak: Zjadaczka Grzechów, Śpiący Książę, które nadają książce niepowtarzalny klimat i czynią ją fantasy. Teraz, po przeczytaniu, z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że gdyby nie wymyślona przez autorkę religia i zwrot akcji, który ma miejsce na samym końcu, podważyłabym stwierdzenie, że jest to fantasy. Nadal sądzę, że tylko w niewielkim stopniu zalicza się do tej kategorii.
Powiem tak, czytałam, czytałam i czułam się, jakby autorka dała mi do rąk miskę z ziarnami grochu w popiele i kazała wybrać ziarna.  Niby wszystko toczyło się wartko i miało sens, ale:
1. Książka okazała się mdła.
2. Twylla wkurzała.
3. Zakończenie nie mogło mnie bardziej rozczarować, po prostu... a fe!
4. Druga część opisu książki jest nieadekwatna do zawartości. Ta, już, uważajcie, bo strażnik skrywa śmierć pod uśmiechem. Za przeproszeniem, g*wno prawda. Jakie zadanie? Że niby poślubienie księcia? Fest. Gdyby miała trochę rozumku w tej pustej główce, a nie tylko wyszywała i modliła się, to by zrozumiała, że na urzeczywistnienie ucieczki mieli wiele, wiele, WIELE szans. Ale nie! Zgrywaj męczennicę! Droga wolna.
Kryśka
P.S. Ale za to, jaka wspaniała okładka!

CONVERSATION

4 komentarze:

  1. A taaaaka okładka! Magnetyzuje i jak tylko ją zobaczyłam, to już miałam sobie zapisywać tytuł! ;) Po Twojej opinii... cóż... chyba tylko popatrzę na okładkę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż... :D okładka zachwyca, środek już mniej, ale jeśli zignorujesz tą durną Twyllę i skupisz się na historii Śpiącego Księcia i Zjadaczkach Grzechów oraz intrydze, która, w pewnym momencie, dyskwalifikuje tą książkę z gatunku fantasy, to może dotrwasz do końca :D jednak, jako początkującej w fantasy, raczej nie polecam :D no i trochę zajeżdża młodzieżowymi nutkami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodzieżowe nutki są fajne, ale jeśli są tylko szesnastkami ewentualnie ósemkami, gdy zamieniają się w nudne całe nuty... to już nie jest tak wesoło - powiedziała staruszka, używając terminologii muzycznej. :P :P

      Usuń
    2. :D tu jest 17 :D niby może być, ale byłabym zachwycona, gdyby autorka rozszerzyła temat Zjadaczki Grzechów!! i wgl. całej reszty, a tu niby tytuł jest taki a taki, a książka uboga w rozwinięcie kwestii mitologicznej, na której, tak naprawdę, opiera się cała lektura :D a szkoda! taki potencjał!

      Usuń

Back
to top