Rozbabrany mózg, wybuchnięte oczy i miłosne rzyganko, czyli #Roma-roma-romantik!

#Roma-roma-romantik!


Rok szkolny pędzi do przodu, nauka depcze moje serce i duszę, a bezsenność szczypie w oczy. Nic więc dziwnego, że jedyny umysłowy wysiłek, do którego zdolny jest mój mózg w ciągu tygodnia to czytanie romansów. Lekkie, łatwe, może nie zawsze przyjemne, ale przynajmniej niezmiennie absurdalne.
Romanse.
Pokarm bogów. 
Pożywka umęczonych serc.


Ciągi zdań niewymagające choćby najmniejszego poruszenia szarych komórek.
Ogłupienie, odprężenie i gwarantowane brudne sny.
To są romanse.
Pełne głupot bez treści i przekazu, ale gwarantujące chwilowy spokój duszy i lekkie zamroczenie. Wierzcie mi, po piątym romansidle z rzędy człowiek ma wrażenie, że znajduje się za grubą szybą, a wszystko dookoła niego jest jakby przytłumione. Znieczulica totalna. W ten sposób można przetrwać cały tydzień. Wypróbowana przeze mnie metoda survivalu codziennego.
Przechodząc do rzeczy i odchodząc od lekkiego użalania się i ocierania łez wyczerpania, przeczytałam:
-"Bound by honor" ("Związany przez honor" w dosłownym tłumaczeniu), Cora Reilly
-"Lovely vicious" ("Kochana złośliwość"), Sara Wolf
-"Savage delight" ("Dzika rozkosz"), Sara Wolf
-"A milion dirty secrets" ("Milion brudnych sekretów"), C.L.Parker
-"Toxic girl" ("Toksyczna dziewczyna"), Chantal Fernando
-"Last hit" ("Ostatni strzał"/"Ostatnie uderzenie"), Jessica Clare, Jen Frederick
-"Last gift" ("Ostatni podarunek"), Jessica Clare, Jen Frederick

Taaa, mój mózg wyparował, a w jego miejscu rozlała się ciemna breja poprzetykana gdzieniegdzie stokrotkami i innym szitem. Co za tragedia.
Jednak muszę powyższe książki wybebeszyć, zanim to Wy mnie wypatroszycie za zaniedbywanie bloga. I choć zrobię to z ciężkim sercem, to dla Was wszystko.
Nie no, tak naprawdę, to po prostu chcę zlasować Wam mózgi.
I nie czuć się osamotniona w swoim otumanieniu.


"Bound by honor", Cora Reilly



Ojej. Myślałam: "Jaaaaaaaaa, maaaaaaaaaaaaaaaafiaaaaaaaaaaaa". Będzie się działo. Miało się dziać. W sensie, no, sami rozumiecie! Mafia, pościgi, walka, krew, wykrwawienia w ramionach ukochanych, podrzynanie gardeł, zarzynanie i te sprawy.
Ale nie. Bo to przecież romans i trzeba się trzymać utartych stereotypów i schematów i w ogóle to nie można czytelnika za bardzo zadowolić, bo by się wtedy czytelnik rozlazł i stracił czujność i nie byłoby z niego pożytku.
Dobra książka, jeśli lubicie dużo pieprzenia o wolności osobistej, dziewictwie oraz o problemach typu: "oh, a ja on mnie nie kocha? przecież ja go kocham! co to będzie, o matko!, co to będzie! Przecież nie można przeprowadzić poważnej rozmowy. ludzie dorośli tak nie robią. trzeba wciąż płakać. tak. to dobry pomysł. płacz i depresja. desperacja. kryzys. mnóstwo kryzysów. i jeszcze więcej płaczu. nie zapomnijmy o seksie. dużo seksu też, ale więcej płaczu. desperacja. depresja.rozdarcie wewnętrzne. duchowe i moralne rozterki. wow. wow. poważne problemy."
Naprawdę, zdecydujmy się, albo romans albo komedia albo pseudo-nowelkowo-kryminałowe-coś.
Tak. To wszystko wyraża więcej niż miliony słów o tej książce. 
Słaba? Tak, tak, tak.
Godna zapamiętania? Nie, nie, nie,
Ogłupiająca? Tak, tak, tak. 
Czyli spełniła swoją funkcję krótko mówiąc.
Niemniej mogło być lepiej!

"Lovely vicious", "Savage delight", Sara Wolf


 

Dwie książki z trylogii, trzeciej nie czytałam, bo stwierdziłam, że to grozi wybuchem moich oczu i szarych komórek.
Plusy? Ostry język, dużo sarkazmu, trafione komentarze, riposty i dialogi między parą głównych bohaterów. 
Jednocześnie trzeba pamiętać, że:
1. Nie jest to górna półka. Zdecydowanie.
2. Mamy do czynienia z dramatem romantycznym.
Całość nie byłaby zdatna do czytania, gdyby nie sympatyczna główna bohaterka i duużo ciętego humoru oraz kilka zabawnych momentów. Nie zmienia to jednak faktu, że te plusy są jedynie otoczką śluzową dla kiepskiego dramatu romantycznego. 
Mimo wszystko, pierwsza część przyciągnęła mnie na tyle, że sięgnęłam po drugą, ponieważ z reguły lubię trochę dramatu, ale zakończenie drugiej części? OMG. Nigdy więcej i nic więcej. Autorka zgubiła rytm, wypadła z toru sarknięć i przekleństw, a wlazła na utartą, wszystkim dobrze znaną ścieżkę jęków, miłosnych upadków i niespełnionych obietnic. Tragedia. Wszędzie tragedia. Bo przecież nigdy nie może być "I żyli długo i szczęśliwe z gromadką dzieci". Nie! Zawsze trzeba wcisnąć element depresji i krzyku rozpaczy.
Ja to na przykład z chęcią przeczytałabym rozwinięcie historii wielu par z książek. Takie, gdzie są dzieci, spokój i sielanka. Nawet, jeśli miałyby to być krótkie opowiadania.


"A milion dirty secrets", C.L.Parker


Nie pamiętam czy jest druga część, choć coś mi świta, że jest, ale mimo to musicie zmierzyć się z tym faktem: Boże, chroń królową i moje neurony.
Seks, seks i seks, trochę poświęcenia, dużo zawoalowanych wyznań miłosnych. Wszystko doprawione histerią, prostytucją oraz syndromem sztokholmskim. 
Różne wrażenia mogą wyjść z ust różnych osób, ale ze swojej strony mogę powiedzieć, że tak dennej książki dawno w rękach nie miałam. Totalna strata czasu. Ja pierniczę, nie czytajcie tego.
Błagam! 
Poświęciłam się, więc Wy nie musicie! 

P.S. Seks opisany jest totalnie beznadziejnie. Nie warto!


"Toxic girl", Chantal Fernando


Nie mogłam się zdecydować, czy to książka czy długie opowiadanie. Tak było na początku. Później doszłam do wniosku, że nie warto rozczyniać tej kwestii i lepiej zająć się szukaniem plusów. 
Znalazłam ich tak strasznie dużo! Wow! Udawany entuzjazm. #kłamstwakłamstwekabrudne.
Nie ma plusów. Jest za to totalnie nieprawdopodobna historyjka o striptizerce i "magnacie hotelowym", o ich miłości, kilku perturbacjach i upadku morale w społeczeństwie. No i nie zapominajmy o seksie. W ogóle wszędzie dużo seksu. On jest jak wypełniacz... #ifyouknow.

Końca książki nie pamiętam, szczerze tego żałuję. Prawdopodobnie żyli długo i szczęśliwie.
Tak myślę. A może nie? Już sprawdzam. Aaaaaaaa, no dobra. Jest jeden plus. Na końcu główna bohaterka zachodzi w ciąże. Wpada. Upada. Obciąża się. Zaciąża. Taka sytuacja.
Ale za to ciekawa okładka, nie?


"Last hit", "Last gift", Jessica Clare, Jen Frederick


 

Obie książki są, oczywiście, powiązane, ale "Last gift" jest tylko krótkim opowiadaniem.
Co do pierwszej części, mogę powiedzieć z czystym sercem i brudnymi myślami, że była zdecydowanie najlepsza i wybiła się ponad inne. Dużo brudnego zabijania, porachunków z mafią rosyjską i miłości. 
Nie wiem, czy to tylko moje wrażenia, ale wspomniane uczucie było na graniczy stalkingu, no ale, jak się nie ma, co się lubi...
Mimo to, zakończenie jest ze wszech miar satysfakcjonujące. Bardzo patetyczne, wzniosłe, o przekraczaniu granic, wznoszeniu się ponad uprzedzenia, o "majaniu serca i patrzaniu w serce".

Całkiem przyzwoicie, choć nie powala. 2/10.

P.S. Seksowny facet na okładce! Uwaga!

Jestem dość rozgoryczona. Jak widać, słychać i czuć, ale czytam sobie "Milczenie owiec", więc może w końcu mi przejedzie.

Błagam, nie czytajcie. Zakazuję Wam! Nie róbcie tego! Nie wolno! A fe! Łapy precz! Są przeze mnie OFICJALNIE zakazane.
Nie dręczcie swoich mózgownic, i tak płaczą po nocach.


Wyzwanie 2015 - 40/50

Kryśka


P.S. #Roma-roma-romantik będzie świetnym ostrzeżeniem i kierunkowskazem, jeśli będę recenzować w jednym poście kilka romansów. Taka informacja na przyszłość :)

CONVERSATION

17 komentarze:

  1. Uff, jak to dobrze, że nie mam zdolności językowych i nie będę nigdy zabierać się za książki w obcomowie (chyba, że mnie przycisnął jakieś bardzo ciężkie okoliczności przyrody, czy też nieznanych mi ścieżek życiowych :P).
    Kiedyś wydawało mi się, że czytałam romansidła, ale wydaje mi się to banieczką mydlaną w porównaniu do tego, co Ty Kryszku wybebeszasz :P Seria "nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty" raczej blado wypada przy zestawieniu ociekającym seksem, erotyzmem i tanimi chwytami zakończonymi sceną łóżkową, czy też inną wyjętą z kamasutry :P To zdecydowanie nie jest literatura (czy też szity :P) dla mnie. Aż zacytuję jedną kobietę, która komentowała książkę, którą zaproponowano mi do recenzowania: "mam za fajnego męża, żeby czytać takie gówna" ;) Idealnie mi to pasuje do wybebeszonych przez Ciebie lekturek. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Stworku :D i faktycznie, gdybym miała męża (lub chociaż chłopaka) wątpię,żeby mnie do tego ciągnęło, a tak, niestety, przetraciłam tydzień, zaśmiecając mózg, jak to ujęłaś, "scenami łóżkowymi, czy też wyjętymi z kamasutry". Tragiczne zakończenie całkiem produktywnych dni :D i mogę Cię zadziwić, ponieważ serii "nie dla mamy, nie dla taty..." nigdy nie czytałam, od razu pukałam po coś mocniejszego :D edukacja i te sprawy, ale, jak można zobaczyć w innych moich recenzjach, bardzo trudno znaleźć wartościową książkę, ze scenami seksu i szerzej rozbudowanym wątkiem romantycznym :D I tu mogę przestrzec każdego, że to nie jest literatura, ani trochę, to raz, a poza tym nikt nie powinien tego czytać. Nigdy. To dwa. :D

      Usuń
  2. Nie mam serca do romansów :P Raz na jakiś czas przeczytam coś z rozbudowanym wątkiem miłosnym, ale zazwyczaj mi się nie podoba, więc te przerwy w czytaniu romansów są coraz dłuższe. Od książek pokazanych w tym poście będę trzymać się z daleka :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo mądry ruch :D chciałabym czasem, żeby bardziej ciągnęło mnie do kryminałów czy czegoś naukowego, ale widocznie moja mózgownica nie lubi przemęczania się :D

      Usuń
    2. Kryminały są super, może kiedyś się przekonasz do nich :) A może horror? :)

      Usuń
    3. Jakbyś poleciła jakiś z dużą ilością flaków to pewnie :D choć nie wiem, czy dotrwam, bo zawsze mam strasznego pietra, ale nie pogardziłabym też jakimś ostrzejszym kryminałem :D

      Usuń
    4. Hmm co do flaków to będzie ciężko, bo akurat ja bardziej lubię horrory, które straszą bez elementów gore. Ale słyszałam, że Edward Lee pisze krwawe historie, i Ketchum jeszcze :) A z kryminałów to polecam Trylogię Zła Maxime'a Chattama, jest strasznie i są makabryczne zbrodnie.

      Usuń
    5. Oo :D zapodałaś całkiem konkretne pozycje, teraz wypada poczekać na jakieś wolne, żebym mogła odpowiednio się wciągnąć :) dzięki wielkie, już sobie pozapisywałam autorów!

      Usuń
  3. Ło matko takiej ilości romansów na raz nie byłabym w stanie przyjąć. Ostatnio czytałam Brudny Świat i to wyczerpuje moje możliwości na jakiś czas. Od płaczu i rzygania tęczą wole coś z dreszczykiem albo smokiem ;) Najlepiej to z jednym i drugim :D Ale fakt faktem nie ma nic lepszego na odmóżdżenie niż romansidło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się sobie dziwię, że jeszcze żyję :D "Brudny świat" wydaje się dość melodramatyczny, przynajmniej tak wnioskuje z opisu. Gdyby wszystkie fantasy doprawiono romansikiem w tle, raczej nie sięgałabym już po romanse, ale no cóż :D ja się nie ma, co się lubi... muszę znajdować jakieś kompromisy :) no i od czasu do czasu odciążać przepracowaną głowę xD

      Usuń
  4. Kiedyś romans to był jedyny gatunek, który czytałam. Obecnie coraz rzadziej po niego sięgam :) Bardziej ciągnie mnie właśnie do kryminałów, obyczajówek, czy nawet thrillerów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w końcu ktoś, kto również miał romansową fazę! :D ja dopiero powoli się wdrażam w inne gatunki niż fantasy czy romans, ale wszystko przyjdzie z czasem, jak to się mówi :D mam za to nadzieję, że zacznę trafiać na lepsze książki niż wyżej wymienione :)

      Usuń
  5. Wiedziałam, że kojarzę dziewczynę z okładki ,,Savage delight" (,,Dziewczyna z zegarem zamiast serca" ). A książki nie dla mnie- nie dość, że nie łapię się w granicy 18+, to jeszcze nie czytam zwykle romansów. Ale facet na ostatniej okładce całkiem, całkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem!! Ten facet mnie skusił i w sumie i tak było średnio, ale warto dla tej mordki :D też się nie łapię :D no, ale trzeba się edukować i wgl. xD choć czasem mam wątpliwość, czy autorki były trzeźwe, gdy to pisały.

      Usuń
  6. Lubię romanse, ale żadnego z tych, które zaprezentowałaś nie czytałam. Jak ja to zrobiłam.? Muszę nadrobić zaległości:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romansów jest tyle, że nietrudno przeoczyć jakiś tytuł :D w weekend pojawi się kolejne zestawienie, więc może i ono cię zaskoczy :)

      Usuń
  7. 56 year-old Structural Analysis Engineer Murry Babonau, hailing from Leduc enjoys watching movies like "Hamlet, Prince of Denmark" and Singing. Took a trip to Phoenix Islands Protected Area and drives a Ferrari 275 GTB. moje zrodla

    OdpowiedzUsuń

Back
to top