Przypadkowość naszego spotkania, czyli 'Przypadki Callie i Kaydena'

"Przypadki Callie i Kaydena", Jessica Sorensen


Dawno nie czytałam żadnego romansu, więc idąc za głosem, który krzyczał o romansowe pożywienie, sięgnęłam po wyżej wymienioną. Trzeba uściślić, że poszukiwałam raczej czegoś lżejszego, no, ale jak już zaczęłam czytać...

Wprowadzając, Callie to drobna osóbka z mnóstwem problemów, okropną przeszłością, wiernym przyjacielem i listą, która odzwierciedla jej pragnienia. Jest typem zamkniętej w sobie poetki. Osobiście, bardzo denerwowało mnie jej pisanie w dzienniku. Rozumiem, że miało być głębszą formą przekazu, ale zwyczajnie omijałam tekst pisany kursywą, ponieważ aż krew mnie zalewała na mnogość melodramatycznych wniosków i głębie jej przemyśleń.
Następnie, wspomniana Callie spotyka Kaydena, a wtedy... wybucha między nimi namiętność. Pożądanie, pragnienie i rozpoznanie, to przede wszystkim. Jednak, żeby nie spoilerować, powiem tylko, że Kayden niezaprzeczalnie jest męski, ale nie jest typowym bohaterem płci brzydkiej, znanym nam z romansów wszelkiej maści.
Co najważniejsze, posiada wiele wewnętrznych demonów i nie zwalcza ich na sposób "maczo", ale poprzez okaleczanie się. Troszkę tylko Was wprowadzę, żebyście mieli świadomość w co się pakujecie.
Tak naprawdę ta książka niesie w sobie rzeczywistość, jakiś nieopisany smutek, który drzemie w każdym z nas. Realny ułamek, o problemach, bólu i strachu. Wydaje mi się, że przeniesienie i zetknięcie przeciętnego czytelnika z brutalizmem świata poprzez romans, jest jakiś sposobem na zaznajomienie nas z ogromem bólu, którego może doświadczać każdy z nas. Możemy w ten sposób choć minimalnie zetknąć się z psychiką osoby pokrzywdzonej.
Zdaje się, że tej dziewczynie potrzeba tysiąca przytuleń, by wymazać cały smutek, który niesie na swoich ramionach.
Dwoje młodych ludzi, którzy są postawieni naprzeciw całemu światu, mając tylko siebie.
Podobała mi się forma przekazu, całość jest bardzo poprawna, wciągająca i dobrze się czyta, ale denerwowało mnie podejście głównych bohaterów. Trochę zachwiali moim romansowym światkiem, w którym wszystko zawsze zmierza w ustalonym kierunku, a przyszłość jest stałą prosto z tablic matematycznych. Chyba to mnie właśnie w nich przyciąga. Ta pewność, stabilizacja akcji i lekka schematyczność. Po prostu jest to coś, czego nie ma w codziennym życiu.
Natomiast "Przypadki Callie i Kaydena" są niemałym szokiem dla romansowej dziewczyny. Stanowią przeskok z usranego różem terytorium cudowności na pokryte popiołem ziemie rzeczywistości. Bolesne i ciężkie. Tyle mam do powiedzenia. Nawet chwile szczęścia, były naznaczone smutkiem.
Jako czytelnik bałam się śmiać, ponieważ wiedziałam,że chwilowa radość jest jedynie przerywnikiem, który rozluźnia nas przed wielkim atakiem żałości.
Dlatego, jeśli szukacie czegoś łatwego, trywialnego i niewymagającego wysiłku, trafiliście pod zły adres.
Callie i Kayden... nawet ich nie polubiłam, ale dali mi świeże spojrzenie na różne sprawy. Jeśli takie było przeznaczenie tych postaci, to można powiedzieć, że spełniły one swoją rolę.
Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top