"Posiadacz", John Galsworthy
Kim jest tytułowy Posiadacz? Technicznie rzecz biorąc jest to każdy z bohaterów, jednak zagłębiając się w rodzinne meandry dowiadujemy się, że jest nim...
Nie zdradzę tego, ponieważ właśnie miano Posiadacza naznacza tę osobę w bardzo szczególny sposób, ale o tym za chwilę.
Forsyte - odparł młody Jolyon - nie jest rzadkim okazem. Wśród członków tego klubu są setki Forsyte'ów. Setki ich spacerują po ulicach; natrafi pan na nich wszędzie, gdziekolwiek pan się zwróci.Akcja rozgrywa się drugiej połowie XIX wieku. Mamy przed sobą ród Forsyte'ów.
Jednak, sprecyzujmy, kto właściwie należy do rodu Foryste'ów? Tutaj autor powoli, ale stanowczo wprowadza nas w zamysł książki. Forsyte'm jest każdy poszczególny londyńczyk, który w swoim życiu dorobił się majątku ciężką pracą. Ród tworzą dorobkiewicze. Różnej maści, różnego pochodzenia, nie koniecznie złączeni więzami krwi.
"Właściwości i cechy Forsyte'ów". Miłe te stworzonka, najbardziej obawiające się okrycia śmiesznością w oczach innych przedstawicieli własnego gatunku, obojętne są na drwiny odmiennych od nich istot. (...) Obciążone dziedziczną krótkowzrocznością, zdolne są rozpoznawać jedynie osobników i środowisko własnego ich gatunku, wśród którego pędzą żywot walcząc spokojnie o byt.Książka nie jest sztampowa, w żaden sposób nie pozwala zawrzeć się w ramy. Rodzina, którą poznajemy, z którą płaczemy, knujemy, budujemy i niszczymy jest tylko narzędziem. Używając jej autor przekazuje nam uniwersalne prawdy.
1. Pieniądze szczęścia nie dają,
...ale przyjemniej jest płakać w Porsche niż w Maluszku.Jest w tym jakaś słuszność, ale patrząc szerzej, faktycznie jesteśmy niewolnikami papierków i metali. Nasz świat jest przez nie ograniczony, czy odwołamy się w tej chwili do warstwy społecznej, czy też możliwości rozwoju.
Ostatecznie, z jakiej racji miałby o mnie dbać? Nie płacę mu za to, dalczegóż więc tego oczekiwać? Na tym świecie nie można spodziewać się od ludzi przywiązania, jeżeli się go nie opłaca. (...)Forsyte'owie są tego znakomitym przykładem. Ograniczeni konwenansami, ograniczeni klasą, którą reprezentują, trzymani w okowach przez wpajane im myślenie. Dla każdego Forsyte, nie ważne jak młodego, najważniejszy jest pieniądz. Samo to słowo ma w sobie pewną wartość. Wszystko jest własnością - ruchomą lub nieruchomą. Wiedzą to nawet dzieci.
Pieniądz był dla niego teraz światłem i organem wzroku, tak że bez niego nie umiałby nic widzieć, nie mógłby dostrzegać zjawisk.Ich codzienność zależna jest od tego, co dyktuje im społeczeństwo, miejsce jakie w nim zajmują. Zdobycie tej pozycji było możliwe dzięki pieniądzom. Ród wyzwolił się od biedy, jednak nie uzyskał wolności myśli, słowa i czynu. Po prostu wymienili zwykłe metalowe pręty na pozłacane.
2. Przemijanie to rzecz zwykła, wręcz oczekiwana.
Dopiero po skończeniu książki uświadomiłam sobie, jak wiele udało się w niej zawrzeć autorowi. Galsworthy rozłożył nasz świat na składowe, na następnie krok po kroku wytłumaczył czytelnikowi jego działanie. Pokazał, że przemijać to rzecz ludzka, że śmierć czeka na każdego. W gruncie rzeczy nie ma się czego bać. Wyjaśnił, jak bezwiednie zamykamy się w odizolowanych grupach, zamykamy się na świat zewnętrzny. Przemycił do naszych umysłów zrozumienie, wskazał, że życie przecieka nam między palcami. Forsyte'owie stali mi się bardzo bliscy i dlatego było mi ich tak niezmiernie żal.Trwali w przekonaniu, że śmierć nie nadejdzie.
Kto wie, czy nie najgłębiej dotknęła je myśl, że członek rodu Forsyte'ów mógł pozwolić, aby wydarto mu z ręki władzę nad życiem. Skoro mogło się to zdarzyć jednemu, dlaczego nie ma spotkać wszystkich!Wierzyli, że mając pieniądze odnajdą szczęście i miłość.
Pozbawili się bodźców ze swiata zewnętrznego, odcięli się od mezaliansów. Próbowali wmówić sobie, że ich ludzkie pragnienia i potrzeby nie dotyczą. Przejawy uczuć traktowali jak słabości, wręcz ułomności.
Nauczka jaką zgotowała im Śmierć była gorzka i dla wielu bolesna.
Zdmuchnięty płomień, ciemność! Brutalna, miażdżąca siła, która czyha na wszystkich, a wobec której zachować trzeba do końca odważny, jasny wzrok, choć znaczy się wobec niej tyle, co lichy robak!Przemijanie nie ogranicza się jednak tylko do życia, dotyczy także pokoleń. Kontrast między nowym a starym pokoleniem jest sprytnie wszyty między zdania. Subtelne napomknienia, słówko tu, słówko tam. Czytelnik staje się bezwiednie obserwatorem walki międzypokoleniowej. Czy można opowiedzieć się po jeden ze stron? Ja nie byłam w stanie.
3. Kochać jest rzeczą ludzką.
Wprawdzie wspomniałam o tym w poprzednich punktach, ale z racji, że jestem kobietą i miłość jest wpisana w moje DNA, muszę ponownie do tego powrócić.Galsworthy pokazuje, że uczucia nie znają granic. W tamtych czasach te granice istniały, pojawiały się na każdym kroku i często gęsto towarzyszyły im fundusze, a następnie urodzenie. Małżeństwo miało charakter kontraktu.
(...) zapomniano, że miłość nie jest cieplarnianym kwiatem, ale dziką płonką, wyrosłą wśród burzliwej nocy, zakwitłą w słonecznej godzinie, zrodzoną z przygnanego z dala, na skrzydłach nieposkromionego wiatru dzikiego nasionka; że jest dziką płonką, którą nazywamy kwiatem, jeśli przypadkiem zakwitnie w naszym ogrodzie, a chwastem, jeśli kwitnie za płotem. Lecz czy kwiatem ja nazwiemy, czy chwastem, zawsze będzie miała woń i barwę dzikości.Jak na wodzy utrzymać miłość? Czym ją spętać, żeby zdechła w ciemnym lochu? Nie ma sposobu. Jest dzika, jest nieokiełznana, ślepa, głupia, paradoksalnie nieczuła i ograniczona. Nie rozgląda się wokoło. Nie patrzy kogo krzywdzi po drodze. Gdy próbuje się ją zabić, czyni większe szkody niźli gdyby była wolna.
Może to zabrzmi szablonowo, ale: to i jeszcze więcej w książce.
Połowa małżeństw wśród wyższych warstw klasy średniej opiera się na następujących zasadach: nie obrażać poczucia przyzwoitości społeczeństwa oraz drażliwości Kościoła. aby uniknąć tego, warto poświęcić własne uczucia. Korzyści ustalonego ogniska rodzinnego są widoczne i namacalne - składa się na nie tyle obiektów posiadania! Utrzymanie statusu quo nie grozi ryzykiem. Zburzenie ogniska rodzinnego jest w najlepszym razie wielce niebezpiecznym, w dodatku czysto egoistycznym, eksperymentem.Bohaterowie nie są przerysowani, to byłoby za mocne słowo. Są wyraziści, mocni, działają na naszą wyobraźnię. Są kukiełkami w dłoniach autora, ale trzeba przyznać, że Galsworthy jest jednym z najzręczniejszych lalkarzy. Każda postać jest osobnym bytem, wyjątkową historią, specyficznymi cechami charakteru, nie sposób ich pomylić, a jest ich przecież tak wielu...
Łączyło ich coś, czego niepodobna ująć w słowa, co, niewidoczne, stanowi żywą tkankę narodów i rodzin - bo krew, jak mówią, nie woda - a żaden z nich nie był zimnokrwisty.Cały wykreowany świat jest tak prawdziwe i plastycznie przedstawiony, że trudno, naprawdę trudno wyrwać się z powrotem do rzeczywistości. Autor na ogół pozostaje cichym sprawozdawcą wydarzeń, jednak chwilami zdarzy mu się ironia. Z wypiętą piersią kpi z najbardziej utytułowanych postaci. Robi to z pełną premedytacją, ale jest to na tyle subtelne, ze nie przekracza linii prostactwa.
"Posiadacz" to książka wielowymiarowa, niosąca mnóstwo prawd i ważne przesłania. Nie dziwię się, że dostała Nobla. To właśnie uniwersalizm wynosi literaturę na podium. Każdy ją pojmie, każdy w wyjątkowy dla siebie sposób, również każdy coś z niej wyniesie.
Zawitajcie do świata meloników, wielkich kapeluszy, binokli i kieszonkowych zegarków. Powitajcie rodzinę Forsyte'ów i wejdzie w ich rzeczywistość.
Wyzwanie 2016 - 14/16
P.S. Duża liczba cytatów, ponieważ nie mogłam się zdecydować, które wybrać. Galsworthy pisze naprawdę pięknie, jego opisy są porywające i niezwykle realistyczne.
P.P.S. Za pomysł na "Posiadacza" dziękuję Wymarzonej książce :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz