Mieszko 2.0, czyli 'Szeptucha'

"Szeptucha", Katarzyna Berenika Miszczuk


Pokochałam autorkę za cykl z Wiktorią Biankowską i po prostu oszalałam, kiedy zobaczyłam "Szeptuchę". Nie było mowy o tym, że pozostanie nieprzeczytana.
Wiedziałam, że autorka zdecyduje się na coś oryginalnego, wyjątkowego... na coś w moim stylu. Dlatego w ogóle nie zdziwiłam się, kiedy okazało się, że sięgnęła po słowiańska mitologię, postać szeptuchy, zioła i te klimaty.

Nie powiem, nie powiem, wszystko wpadło w moje gusta, jednak, mimo, że książka po prostu została przeze mnie wchłonięta, coś mi tu nie pasowało.
Może to po prostu kwestia rozruszania pisarskich mięśni, ale było mi mało! Mało informacji, mało rozwinięcia, mało konkretów, mało wczepienia się w mitologię. Po prostu zabrakło mi klimatu, choć czytałam z przyjemnością.
Wydarzenia następowały po sobie za szybko, jeszcze nie podelektowałam się poprzednią sytuacją, a tu już lecimy w przód. Rwiemy się, praktycznie rzecz biorąc. Potem nagle następnne szarpnięcie i następne i tak dalej.
Matko moja! Czuję się taka nienasycona! Zanim dobrze się zaczytałam, książka się skończyła. Było dobrze, ale gdyby lektura trwała dłużej mogłoby być wspaniale, ekstatycznie! Tragicznie euforycznie!
Wróćmy jednak do tego, co mi się nie podobało, ponieważ było tego dość sporo:

Bohaterowie

Sztampowi, nie było w nich nic oryginalnego prócz funkcji, która pełnili. Ich liczba także nie zachwycała. Nie za bardzo znam się na pisaniu, ale autorka uparcie krążyła między kilkorgiem bohaterów i nie rozwijała się dalej. Czułam się, jakby zamknęła mi drzwi na jaskrawszy, bogatszy świat. Pozostała przy bezpiecznych ostojach sprawdzonych charakterów. Romans, o którym mowa już na okładce także nie zbija z nóg. Ot, po prostu kolejny przewidywalny bieg wydarzeń.
Dajcie spokój!

Akcja

Jak już wspomniałam, wszystko działo się dużo, dużo za szybko. Zauważyłam, że jeśli chodzi o polskie paranormal romanse/urban fantasy autorki, rzadziej autorzy, idą w taki charakterystyczny styl pisania. Trudno się to czyta i z daleka pachnie niezręcznością. Tutaj także autorka krążyła, kręciła się, jakby nie do końca wiedziała, co chce napisać i jak to zrobić, żeby dobrze brzmiało.
Teraz, po dłuższym zastanowieniu, muszę przyznać, że mimo pędu akcji, wciąż nie zostałam porwana. Nie wydarzyło się nic na tyle podburzającego, żebym zapiszczała z uciechy. Co z tego, że rozdział pogania rozdział, a bohaterowie nie mogą złapać oddechu, jeśli wszystko to jest dość... nudne.

Tematyka

Mogła to pani zrobić lepiej. Wiem, że tak.
Mitologia to taki płodny grunt. Szczególnie słowiańska, którą wręcz kocham, a nie pojawia sie często. Jednak pani Miszczuk zdała się na niezbyt lotne opisy, czasami w ogóle było mi ich brak. I tutaj pojawia się mój wielki zarzut!
Czemu postaci fantastycznych było tak mało? Ich ilość została maksymalnie okrojona, wręcz wyselekcjonowana, a jeśli już się pojawiały, to wzmianki o nich były lakoniczne.
Zabrakło mi zgłębienia tematu.

Generalnie, mogło być dużo, dużo lepiej. Mam nadzieję, że następna część w końcu dorówna talentowi autorki, którego nie można jej odmówić. Czekam z niecierpliwością, choć i dużym sceptycyzmem.
Nie spodziewałam się tego.
Duży zawód.
Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top