Uroki i mroki Roztocza, czyli 'Słoneczna dolina'

"Słoneczna Dolina", Stefan Darda


Czy mogę taką książkę ocenić obiektywnie? To jest dobre pytanie, ponieważ osobiście mieszkam na Roztoczu, godzinę drogi od Zamościa, w małym miasteczku o nazwie Lubaczów
(a dokładniej pod nim, więc można się domyślić, że chodzi o totalne zadupie). Jak bardzo negatywnie nie brzmiałoby "zadupie", uśmiecham się wymawiając to słowo, ponieważ dla mnie oznacza ciszę, spokój i góry przeczytanych książek, a także bezpieczeństwo i rodzinę. Będąc szczerym jest to najpiękniejsze słowo na świecie.
Dlatego też "Słoneczna Dolina" jest trudna do zrecenzowania. Bo jak ocenić coś, co w tak wielkim stopniu połączone jest z okolicami, które wzbudzają nasz sentyment?

Stefan Darda ma osobliwy talent. To trzeba mu przyznać. Książka stylistycznie nie odstaje, jest dobrze napisana, język jest lekki, wydarzenia pełne i wykończone, ale to nawet nie o to chodzi. Książka ma wyjątkową aurę, która spowija nas szczelnie podczas lektury. Nie sposób się oderwać.
Nie jestem ekspertem w dziedzinie horrorów, ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że sięgnę po dalsze części. Może nie mam też rzetelnej wiedzy i doświadczenia, które pozwoliłyby mi porównać "Słoneczną Dolinę" z innymi książkami, a Dardę z innymi autorami, jednak wydaje mi się, że każdy czytelnik doceni lekkie pióro i wciągającą fabułę.
Tak naprawdę człowiek powinien żyć wedle natury. Musi być młody, potem się zestarzeć i umrzeć. Musi poznawać różnych ludzi, niektórzy z nich muszą odejść do Pana, ale to właśnie jest prawdziwe życie.
Konstrukcja książki i właśnie sposób kreowania akcji jest dość specyficzny. Historię i jej składowe poznajemy częściowo z opowiadania jednego z bohaterów, częściowo poprzez książkę, która nie do końca nią jest. Raczej pamiętnikiem.
Początkowo trudno wejść w ten rymt, przynajmniej ja pogubiłam się na kilku pierwszych stronach, ale kiedy zrozumiałam zabieg autora, wpadłam i porwało mnie doszczętnie.  To tak, jakby mieć książkę w książce. Takie combo, chciałoby się rzec. Elementy zazębiają się jak zapadki w zegarku, wszystko jest logiczne i mocno połączone, ale jednocześnie oba światy - ten na kartach naszej książki i książki bohatera - są oddzielone.
Nie jest też tak, że gubimy się w fabule. W gruncie rzeczy jest dość prosta i nieskomplikowana. Większości możemy domyśleć się samodzielnie, ale niekoniecznie zaliczam to na minus. Raczej potraktuję tę cechę jako plus. Czemu? Otóż, pozwala nam to poczuć się jednym z bohaterów. Umysł głównej postaci - Witolda Uchmanna - przestaje być dla nas tajemnicą. Fakty łączymy ze sobą równie szybko, co on. Nasze odkrycia pokrywają się z jego, ale nie oddziera go to do końca z tajemniczości, wciąż potrafi nas zaskoczyć. Zwłaszcza na samym końcu.

Pomysł na książkę jest, według mnie, kapitalny. Opiera się na wiosce, której mieszkańcy zostali pokarani za zbrodnię sprzed lat. Jest wędrowiec, jest śmierć, jest zabójca, są niewinni skazani na pastwę wieczności, jest piękny Zwierzyniec, Zamość i Guciów.  Są fakty, mity legendy, historie i przekleństwa, liczne występki - te świadome, jak i te nieświadome. Mroczna historia oprawiona w intrygująca ramę.
Oficjalna strona autora: <klik>

Wyzwanie 2016 - 15/16

Kryśka

CONVERSATION

1 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie tą książką. Co prawda nie mieszkam na Roztoczu, ba! nigdy nie byłam w tamtych rejonach, ale pochodzę z małej mazurskiej wioski i myślę, że klimat ukazany w książce, bardzo będzie mi odpowiadał. Wpisuję na listę "do przeczytania"! :D

    OdpowiedzUsuń

Back
to top