'Rękopisy nie płoną', czyli 'Mistrz i Małgorzata'

"Mistrz i Małgorzata", Michaił Bułhakow


Wyjaśnienie: Oryginalnie powinna być to książka rozgrywają się w przyszłości, ale bardzo nie lubię futurystycznych pozycji, więc zadowoliłam się zamianą jednej literki i wyszła przeszłość :)
Na teraz mam dla Was coś innego, specjalnego, wspaniałego, co wybija się ponad inne książki.
Ta pozycja zostawia je daleko w tyle. Między nią a zwykłymi papierowymi przeciętniakami istnieje milowa granica.
Miłość dopada nas tak, jak dopada człowieka w zaułku wyrastający spod ziemi morderca
Do "Mistrza i Małgorzaty" świetnie pasują takie określenia jak: ponadprzeciętna, oryginalna do granic możliwości, oszałamiająca, ale równie dobrze można by ją określić jako: groteskową, absurdalną i całkowicie niekonwencjonalną.
W książce jest wszystko, poczynając od historii szalonej miłości <dosłownie>, prześlizgując się między satyrą, a kończąc na odniesieniu do powiedzenia-"gdzie diabeł mówi dobranoc".
Tytułowi "Mistrz i Małgorzata" ukazują się czytelnikowi dopiero w drugiej części książki.
Przez całą pierwszą część zapoznajemy się z Wolandem, tudzież szatanem i jego aktywnością na terenie Moskwy.
Razem z Berliozem wpadamy pod pociąg, dyskutujemy żarliwie o Bogu i zaświatach oraz obserwujemy niezaprzeczalną potęgę Wolanda i jego świty.
Ten zabieg, który jest nijakim wprowadzeniem, pozwala nam na... cóż, na łatwiejsze zaakceptowanie późniejszych odchyleń i dziwactw, które normalnie wywołałyby nasz sprzeciw.
Nie spodziewałam się, że tak wsiąknę w całą historię! Od pierwszych stron pokochałam każdą pojedynczą literkę tej książki.Moja miłość wzrosła podczas czytania części drugiej, która wręcz wybuchła mi w twarz, w pozytywnym sensie.
Leciałam na miotle, wysłuchałam historii najróżniejszych morderstw, gościłam na balu u szatana i wraz ze złem wcielonym(czyt. Woland i świta) naśmiewałam się z ludzkiej chciwości i nieporadności. Tutaj trzeba wspomnieć, że mimo absurdalności wszystkich wydarzeń, nie wywoływały one uczucia nierealności.
Jeśli ktoś zacznie czytać, gwarantuje, że wpadnie między kartki i zatonie, do odwołania.
Podobnie było z chwilami okrucieństwa czy złośliwości, które książce nadały smaku, a nam dostarczyły wiele śmiechu i uciechy. Jednak żadna nie wywoływała zniesmaczenia czy oburzenia. Wszystko w perfekcyjnie odmierzonym proporcjach zostało podane przed nasze nosy.
Każdy bohater budził emocje, czasami złe, czasami dobre. Nie da się też ukryć, że wszystkie były gorące i umacniały więź między nami a bohaterami.
Postacie, jak można się domyślić, również są groteskowe, ale stworzono je z takim stylem!, taką precyzją i finezją, że nie sposób nie zapałać do nich sympatią.
Kot Behemot i jego nieodłączne łgarstwa i wredność.
Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu
Azazello z pokrytym bielmem okiem i wystającym kłem.
Korowiow nie mający skrupułów manipulator.
Woland-stateczny, spokojny, ale zbyt potężny, aby pojąć to rozumem.
Małgorzata-frywolna, skłaniająca do refleksji i zastanowienia nad sobą. Kobieta wielu namiętności i sprzeczności.
I na końcu, Mistrz-człowiek szalony, zniszczony życiem lecz pałający gorącą miłością do swej ukochanej. Wielki pisarz natchniony przez... cóż, przez kogo pozostaje kwestią sporną.
Uwielbiam ich. Zakochałam się. Oficjalnie "Mistrz i Małgorzata" stali się moją ulubioną książką!
Byłabym zapomniała, a tu trzeba powiedzieć o rozdziałach, które traktują o śmierci Jezusa i późniejszym życiu Piłata.
Wspaniale napisane, ciekawe i wciągające. Są niezbędne, jeśli chcemy odpowiednio zrozumieć to dzieło. Nie omijajcie ich! Są wisienkami na wielkim torcie przyozdobionym w piekło, miłość i satyrę.
Nie jestem w stanie wyrazić całej treści czy swojego zachwytu.
Wypadałoby też wspomnieć o innych postaciach, których perypetie bezpośrednio łączą się z Wolandem i jego świtą. Mogłabym pisać i pisać o szaleństwie, mocy, znakomitym piórze, ośrodku psychiatrycznym oraz nagiej Helli. W zamian przytoczę cytat, który wielu już zachęcił do czytania :)
– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.(...)
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.
 Moi zdaniem jest to majstersztyk. Dopiero dzisiaj zorientowałam się, że jest to lektura i mogę szczerze powiedzieć, że w żaden sposób nie ma "lekturowego klimatu". Arcydzieło, powiadam Wam.


Wyzwanie 2015 - 38/50

Kryśka

CONVERSATION

4 komentarze:

  1. Cieszę się, że dołączyłaś do grona osób, którym Bułhakow wyrył się w serducho na dobre. :)
    To zdecydowanie jedna z najwspanialszych książek. :) Za moich czasów była lekturą nadobowiązkową, więc traktowało się ją po macoszemu (zwłaszcza mając do przeczytania jeszcze milion innych książek w klasie humanistycznej) i była dla wielu przykrym obowiązkiem. Mnie jednak już wtedy zachwyciła i zachwyt ten trzyma do dziś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich książek jest mało i jak widać są pokoleniowe :D i tak strasznie wyjątkowe! Będę namawiać w klasie, żeby czytali, ale biorąc pod uwagę ilość nauki, raczej mnie nie posłuchają :D no, ale mnie osobiście porwała i uniosła do nieba... a może popchnęła do piekiełka? :D

      Usuń
  2. żałuję, że do tej pory jej nie przeczytałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze masz szansę :D nic straconego :) jestem pewna, że będziesz zachwycona równie mocno jak ja

      Usuń

Back
to top