"Ognisty pocałunek", Jennifer L. Armentrout
Dawno nie czytałam młodzieżówki, więc kiedy wyposzczona zasiadłam do "Ognistego pocałunku", pochłonęłam go w kilka chwil. Mrugnięcie, jeden dzień i po książce. Pytanie: czy mogę zaliczyć to spotkanie do udanych?
Kto tu rzuca cień?
Layla jest typową dziewczyną. Chodzi do dennej szkoły, ma dwójkę przyjaciół, którzy mają się ku sobie, wrogów bliższych i dalszych w postaci wymalowanych szkolnych modelek, obiekt westchnień i, co oczywiste, żadnego chłopaka.
Posiada również pewne bonusowe umiejętności i nie chodzi tutaj o sprawność depilowania nóg za jednym machnięciem. Może oznaczać Demony. Ślad po jej dłoni widzą tylko Strażnicy, co znacząco ułatwia im pracę.
Wszystko komplikuje się, kiedy pewnego dnia okazuje się, że demonie kłamstwo weszło na całkiem nowy poziom. Nieszkodliwy rozrabiaka staje się groźnym Tropicielem. Wielkie tarapaty to mało powiedziane, jednak na ratunek przybywa bohater. Z czarnych charakterem, bez duszy, za to z kuszącym uśmiechem na ustach i iście grzesznym ciałem.
Jak dla mnie Layla nie odznaczyła się niczym szczególnym. Spotkałam już o wiele bardziej poruszające postacie. To zwyczajna dziewczyna, tyle że z doładowaną krwią i maślanymi oczami, które kieruje w stronę niedobrego Demona.
Nie irytowała mnie, nie wzbudziła zaufania, ni sympatii. Jej obraz jest wyblakły. Autorka nie pozwoliła, by na stronach powstał człowiek z duszą i własnym umysłem. To tylko wykreowany cień.
Bardziej przychylnie oceniłabym, jak to zwykle bywa, Rotha. W końcu te wszystkie mięśnie, krzywy uśmieszek, opiekuńczość i młodzieńcze zacięcie swoje robią, ale... nie powalają. Przedstawia sobą wszystkie cechy, jakie zazwyczaj znajdziemy u każdego bohatera płci męskiej w romansach - nieważne, czy paranormalnych, dla dorosłych, YA czy NA. To ciągle ta sama skorupa, w której trzeba umiejscowić duszę. Taka jest rola autorki. Niewykonana, moim zdaniem.
Gdzieś na peryferiach miga nam również pierwsze zauroczenie Layli, czyli Zayn. Gargulec, syn Abotta - przywódcy Strażników, który pałęta się, mówiąc kolokwialnie, pod nogami. Niby jest najlepszym przyjacielem Layli, ale w kluczowych momentach ją opuszcza. Niby czuje do niej coś więcej, ale żadne zdecydowane ruchy nie zostały poczynione. Istnieje między nimi niezaprzeczalna chemia, przynajmniej na początku, a on boi się ojca, jego reakcji i wymagań, które stawia. Na dodatek oskarża Layle o niedojrzałe zachowanie, a sam nie grzeszy zbytnią dojrzałością. Nie wytykaj palcem, bo go użre prawda.
-Ćpanie jest dla frajerów.
(...)
-Nie wierzę, że to powiedziałeś.
(...)
-Ale to prawda. Żadnych prochów na robocie. Nawet piekło ma wytyczne.
Nie ma miłosnego trójkąta, co uważam za plus, ale również nie ma spalających serce uczuć. Gwałtownych namiętności, czy choćby właściwych dla tego wieku uniesień. Romans pełni w "Ognistych pocałunkach" rolę drugoplanową. Właśnie dlatego powinien dodawać smaczku, olśniewać, stanowić gorące tło dla najważniejszych wydarzeń. Swojego zadania nie wykonał.
Autorka usiłowała nadać relacji realność - w prawdziwym życiu sytuacje z książek przeważnie nie mają miejsca - ale zamiast podsycać jej żar, stłumiła go.
Trzyma w pionie
Możemy nasycić oczy naprawdę świetnie poprowadzonymi dialogami. Są jak wyjęte z ludzkich ust - humorystyczne, czasami poważne, płynne i przemyślane, jednak nawet one nie uratowały bohaterów. Słowa nie stworzą plastycznych postaci, niestety. Trzeba tu jakiejś magii, której paradoksalnie zabrakło.
Głównym wątkiem jest zbliżająca się apokalipsa. Istnieje prawdopodobieństwo, że Demonom uda się ją wywołać, lecz do rytuału potrzeba kilku składowych, w tym samej Layli, która musi uciec przeznaczeniu. Jednocześnie odkrywa prawdę o swoich korzeniach i powoli z pomocą Rotha akceptuje swoje mieszane dziedzictwo.
Autorka pokusiła się o kilka niezbędnych scen walki, które nie zachwycają. Nawet najlepszy tłumacz nie przyłączy do książki emocji, których brak. Opisy są suche, nie dość, przynajmniej dla mnie, napompowane adrenaliną. Zabrakło mi opisów otoczenia, łamiących się gałęzi, dłuższych potyczek i woli walki.
Nie byłam również zszokowana przez nagłe zwroty akcji i odkrywane jednym ruchem tajemnice. Nie mogę powiedzieć, że jest to emocjonalnie wyczerpująca książka.
-Ludzie o najczystszych duszach są zdolni do wyrządzania wielkiego zła. Nikt nie jest doskonały, bez względu na to, kim jest lub po której stronie barykady stoi.
Dopiero końcówka rozbłysła niespodziewanym i ekscytującym, co daje nadzieję na dobre rozwinięcie w następnym tomie.
Spodobało mi się również, że autorka nie odrzuciła Gargulców jako sprzymierzeńców Layli, a temat Demonów rozwiązała dość radykalnie. Zminimalizowała ilość adoratorów, ale jednocześnie nie stłamsiła różnych możliwości!
"Ognisty pocałunek" jest dobrą książką, która nie powala na kolana, ale trzyma się w pionie. Wobec innych młodzieżówek, których fabuła nie wykracza poza pocałunki i syczenie dziewcząt, jawi się całkiem oryginalnie. Czyta się szybko, wciąga od pierwszych stron, choć nie zapewnia większych wrażeń.
Kryśka
0 komentarze:
Prześlij komentarz