Syreni śpiew, czyli 'Słony wiatr'

"Słony wiatr", Katarzyna Batko


Czy słysząc syreni śpiew odważyłbyś się zanurzyć w wodną toń?

Matka Marike wykonała krok, a z krótkiej chwili na wzburzonym, wściekłym morzu narodziła się dziewczynka. O skórze muśniętej słońcem, z tajemnicą w oczach koloru morskiej wody. O niej jest ta opowieść. O kobiecie, którą wzywało morze.

Poniosła mnie trochę litera, ale nie mogłam się powstrzymać. Pierwszy raz czytałam książkę polskiej autorki o syrenach. Kobieta z ogonem podobnym do rybiego. Kojarzycie, prawda?


Morza szum


Marike narodziła się z trytona, czyli męskiej syreny, i ludzkiej kobiety. Jednak matka przez całe jej życie ukrywała przed nią prawdę. Gdy zmarła, tajemnica została pogrzebana wraz z nią. Do czasu, gdy morze wyrzuca na brzeg mężczyznę niespotykanej urody. O wspaniałych niebieskich oczach i umięśnionym ciele, ale nie zapowietrzajcie się zbyt szybko.
Dziewczyna mieszka na wrzosowiskach. Odrzucona przez ludzi i pogardzana ze względu na swoją inność, dusi się w okowach, które narzucili na nią zwykli wieśniacy. Uważają ją za wiedźmę i tylko to powstrzymuje ich przed okrutnymi czynami. Jednak bojaźliwy dystans nie dotyczy nieznajomego. Goniony przez tłum pragnący przelania obcej krwi, nietypowy gość spada z klifu. Prosto w chłodne objęcia morza. Marike idzie w jego ślady.

Tak zaczyna się historia kobiety, która w postaci nieznajomego odkrywa swojego brata. Wraz z nim podąża w stronę Obręczy Burz. Za jej granicą w jaskiniach mieszkają syreny.

O samej Marike wiele powiedzieć nie mogę, ponieważ, mimo, że była główną bohaterką, nie zżyłam się z nią. Jest bardzo skromnym, niespokojnym duchem. Rozpaczliwie poszukuje miłość jednocześnie nie wiedząc jak ona wygląda. Porywa się na czyny, które zakrawają na szaleństwo. To taki burzowy charakter, który do końca książki nie wyklarował się wśród stron.
Chociaż dziewczyna nie jest mi rodziną, to czasami czułam między nami więź. Autorka wykorzystała nieśmiałość Marike, by czytelnik mógł spoufalić się z nią w najmniej oczekiwanych momentach. 


Okazuje się, że Syreny są bardzo rozwiązłymi istotami. Nagość nie jest tam niczym dziwnym, ponieważ, podobnie jak Arielka z Disneya, potrafią przemieniać się w ludzi, a ubrania nie pojawią się na ciele an życzenie. Również bliskość fizyczna została tam przeniesiona na całkiem nowy poziom. Intymność ma inny wymiar niż wśród ludzi. Czasami niektóre gesty pomiędzy bratem i siostrą budziły moje wzburzenie.
Ja? Pruderyjna? A jednak!

Sytuacje o podtekście czysto seksualnym w naszym świecie traktowałam z przymróżeniem oka. Autorka poczyniła ekstrawagancki ruch, ponieważ zachwiała tym, co znane i ustalone. Obszary damskich piersi, płatki uszu - miejsca o wydźwięku jasno erotycznym - przez Syreny zostały zaliczone do 'bezpiecznej strefy'. Jest to przestrzeń na ciele, która dotknięta przez obcą nam osobę, znajomego lub brata, zapewnia komfort psychiczny.

Spokojnie, moje świętoszki! Autorka w żadnym razie nie używa słów nieeleganckich. Do tego, co niezwykłe przyzwyczaja nas stopniowo. Syreny pełnią tu kluczową rolę, a ich zachowanie również nie jest wulgarne, ponieważ, jak zostało podkreślone, to osoba dotykana wyznacza granice.


Stały ląd


Sielanka Marike wśród Syren nie trwa jednak długo. Następuje zwrot akcji, który szokuje stanowczością. Nie wiem, czy i bez niego dziewczyna w końcu sama nie opuściłaby jaskiń.
Kontrast pomiędzy ludzką a syrenią naturą został mocno uwypuklony i, mimo krótkiej batalii, jasnym jest, że zwycięża, jak zawsze, pierwiastek ludzki.


Decyzja podjęta w chwili rozpaczy rysuje niedaleką przyszłość w ciemnych barwach. Historia Marike nie może się skończyć w ten sposób, dlatego Los pod postacią autorki stawia na jej krętej drodze przystojnego kapitana statku.

Jesteśmy w połowie książki. Dopiero tutaj mogę powiedzieć, że wpadłam i nie wypłynęłam na powierzchnię, póki nie dosięgłam ostatniej strony.
Autorka złapała wiatr w żagle i popruła do końca z mocą, która szczerze mnie zaskoczyła. Niemrawe reakcje i niepewne kroki zamieniła na pewne czyny. Marike może i dalej nie wie dokąd zmierza i co spotka ją za skałami, ale wróciła do świata ludzi, do domu.


Mam taką osobistą refleksję, że sposób w jaki odebrałam powieść, aż do momentu, gdy Marike opuściła Syreny, był zamierzony. Ta niepewność, pewnego rodzaju marazm, splątanie emocji bohaterki. Jej niezdecydowanie i kryty głęboko strach przed tym, co nieznane i tym, co przeczy jej wychowaniu. Cóż, dopiero teraz mi się to nasunęło, ale moje uczucia były w pewnym stopniu odzwierciedleniem stanu Marike.

Od razu poczułam zmianę, gdy dotknęła lądy, a zarazem ramion kapitana Rimmsa. To uczucie było słodkie, ale i skażone wahaniem, ponieważ nasza główna bohaterka, tęskniła. Gdy w jej duszy pozostało tylko syrenie piętno, a Daniel Rimms pewnym ruchem zagarnął ja w swoje ramiona, wszystko od razu stało się piękniejsze.

Jednak nie zakładajcie, że to koniec! Nie! Autorka tak łatwo nie porzuciła tematu. Zgrabnie rozwinęła wszystkie odłożone na bok wątki. Wyjaśniła niedopowiedzenia i złagodziła zszargane uczucia. Nie miałabym nic przeciwko następnej części!


Gasnący blask


Mimo mojego niewątpliwego entuzjazmu pod koniec i kibicowania, nie mogłam zignorować kilku drobnych potknięć.
  1. Być może to przegapiłam, ale nic nie wiem na temat lat w jakich toczy się powieść. Nie ma historycznych punktów zaczepienia, więc jestem trochę jak dziecko we mgle. Obecność statków i sukni nie wyjaśniła mi tej kwestii. Który to wiek?
  2. Poruszę również dość drażliwą kwestię. Seks. Syreni seks. Mam pewne wątpliwości, co do umiejscowienia kobiecych organów płciowych, gdy syrena uprawia seks w wodzie, czyli z ogonem zamiast nóg. To samo tyczy się trytonów.
Niczego więcej czepiać się nie będę, bo nie mam podstaw i, pomimo początkowej niepewności, mogę śmiało napisać, że "Słony wiatr" jest wart przeczytania. Autorka sprytnie połączyła wątki fantastyczne z romansem zachowując pomiędzy nimi dostateczną równowagę, więc i osoby nie gustujące w fantastyce znajdą tu coś dla siebie.
Trudno mi było zrecenzować tę pozycję, ale zdecydowanie była tego warta.

[EDIT]
od autorki

Jeśli chodzi o czas, to nie ma porównania ze światem rzeczywistym i jego historią, ponieważ poruszam się w świecie od a do z fikcyjnym. Jeżeli ktoś bardzo chciałyby wcisnąć czas i miejsce w realia świata rzeczywistego to chyba powinien szukać w epoce, gdy na morzach i oceanach jedyną siłą napędzającą statki były żagle, nawet nie wiosła, a żagle właśnie. I epoka trochę późniejsza niż np. w "Piratach z Karaibów", gdzie królują galeony. Moje statki to szkuner i bryg. Obecnie tego typu statki mogą być wyposażane także w napęd śrubowy, ale ja nie pozwoliłam mojemu światu na tak daleko idący postęp techniczny. Dostali żagle i tym muszą się zadowolić ;). Większość moich historii właśnie tak wygląda, nie umieszczam akcji w realnym świecie i to daje mi ogromną pulę, z której mogę czerpać w dowolny sposób mieszając epoki i ich technologiczne osiągnięcia. Osobiście uważam fantasy za najłatwiejszy gatunek do pisania ponieważ, o ile nawet w nim trzeba zachować pewną logikę, to nie wymaga on ode mnie drobiazgowej wiedzy. Skupiam się jedynie na tym co jest mi niezbędne. W przypadku "Słonego wiatru" trochę musiałam sobie poczytać o rafie koralowej i trochę o żegludze i statkach. Resztę robię sama.


I kwestia druga, czyli jak to robi syrena z trytonem. Poszłam po prostu na łatwiznę i zamiast tradycyjnego rybiego z łuskami przyprawiłam mojej morskiej populacji ogony "delfinie". Delfiny jak wiadomo są ssakami a ich budowa i umiejscowienie narządów płciowych sprawiają, że kopulują prawie jak ludzie, "brzuch do brzucha". I problem rozwiązał się sam, gdyż w ten sposób mogłam połączyć syrenę w jej morskiej postaci także z w pełni ludzkim mężczyzną i całkowicie ludzką kobietę ze stu procentowym trytonem.


Książka przeczytana i zrecenzowana dzięki uprzejmości autorki
Dziękuję :)

Recenzja jest w całości moją subiektywną opinią.


Kryśka


Blogerzy zainteresowani recenzowaniem książki więcej informacji znajdą na stronie autorki.

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top