"Rywalki", "Elita", "Jedyna", Kiera Cass
Na wstępie powiem, że jak już zaczęłam czytać, to faktycznie wciągnęło mnie, ale bardziej z czystej ciekawości, czym się tak wszyscy zachwycają. Później brnęłam przez strony. Lepsze i gorsze momenty przewijały się w każdym rozdziale.
"Rywalki"
Pierwsze strony wprowadzają nas w świat, który podzielony jest na kasty. Gdzie głód, dotkliwe kary i sroga ręka władzy niszą społeczeństwo. America, Piątka w systemie kastowym, potajemnie spotyka się z Aspenem, Szóstką. Kochają się (oczywiście, jakby inaczej) potajemną i potępianą miłością. Zupełnie niespodziewanie zostaje ogłoszony Wybór. Losowanie, w którym każda dziewczyna ma szanse, nawet ta z najniższej kasty-Ósemki. Razem z 34 innymi dziewczynami, America zostaje wybrana i udaję się do pałacu, gdzie wraz z innymi uczestniczkami ma walczyć o miłość księcia-Maxona. Jednak główna bohaterka nie postrzega szansy na lepsze życie jako czegoś dobrego. Nie ma zamiaru pokochać księcia. Ataki Rebeliantów stają się coraz częstsze (tak twierdzi opis, który przeczytałam), a sytuacja w pałacu napięta.
"Elita"
America nie wie co się dzieje. Kocha? Nie kocha? Dziewczyna nie jest pewna swoich uczuć. Sytuacje pogarsza obecność Aspena, który został strażnikiem w pałacu i inne dziewczyny sprawiające, że główna bohaterka czuje się niepewnie. Próby, którym zostaje poddana wystawiają jej poczucie własnej wartości na próbę. Rywalki posuwają się do coraz brudniejszych chwytów, a król widocznie jej nie lubi. Na dodatek, Maxon!! Ach! Co ta biedna dziewczyna ma zrobić? Te uczucia dobijają! Kogo kocha naprawdę? Maxona-księcia, czy może Aspena-strażnika? Poważna walka między dwoma byczkami o dziewczynę, która wciąż płacze i ratuje świat.(przepraszam za sarkazm, ale musiałam)
"Jedyna"
America poznaje wartość prawdziwej przyjaźni, miłości i siebie samej. Zaczyna dostosowywać się do roli, a decyzje, które podejmuje, zmieniają świat. Król za wszelką cenę chce się jej pozbyć, a Maxon niebezpiecznie zbliża się do Kriss. Dziewczyny, które zostały na "polu walki" powoli nawiązują przyjaźń i pomagają sobie. Rebelianci zabijają, a świat i wszystko, co znane i pewne, chwieje się w posadach.
Dobra, tak szczerze spodziewałam się czegoś więcej. Na swoje ręce dostałam prześliczne okładki, które naprawdę robiły wrażenie. Przed oczami ukazał mi się opis, mówiący o walce, miłości i PRAWDZIWEJ rywalizacji. W moim mózgu książka ta zakodowała się, jako harlequin z haremem i kilkoma bijatykami w tle. Dopiero zakończenie ostatniej części jest ciekawsze, bardziej emocjonujące. Tam faktycznie się wczułam. Przez całą serię jednak zostaje nam to ograniczone do minimum. Tysiące łez, ględzenia o uczuciach i miłości, a przy tym żadnej akcji! Książka, która próbuje być "Igrzyskami śmierci" z całym tym systemem kastowym, walką, Rebeliantami, miłością, i "silną" bohaterką, która wprowadza zmiany w ustroju i kraju, tylko ładnie wyglądając przed kamerą i robiąc kilka kontrowersyjnych rzeczy. Przykro mi to mówić, ale jest to słaba historia, która wprawdzie ma ładne opisy sukni, bankietów i prób, która z uczestniczek przygotuje lepszą propozycję ustawy dobroczynnej, ale ze świecą szukać w niej akcji i czegoś głębszego. Dużo, za przeproszeniem, pieprzenia o miłości oraz niezdecydowania bohaterki. Przez 99,5% książki widzimy tylko suknie i wykreowany z wielką uwagą trójkącik.
To tyle, jeśli chodzi o serię "Selekcja". Nie ma czym się zachwycać. Może byłam za ostra, ale zawiodłam się.
Wyzwanie 2015 - 5/50
0 komentarze:
Prześlij komentarz