cykl: Wiedźmy z Savannah, J.D.Horn
Specjalnie dla Was wyłoniłam się z głębin internetów i przybyłam przed oblicze książek. Z tej okazji przeczytałam "Ród" oraz "Źródło". O obu książkach, w swoim czasie, było bardzo głośno. Patronowali im znani blogerzy, portale książkowe krzyczały o fenomenie, a mi świeciły się oczy, bo może coś nowego? lepszego? O Boże, myślałam, a co jeśli zakocham się od nowa? Co jeśli książki zmuszą mnie do porzucenia dotychczasowych miłości?
To byłoby bolesne.
Jednak, spokojna głowa, moi mili. Trudno mi zaimponować, a co dopiero powieść moje serce na barykady. Tym razem nawet nie było blisko.
A teraz, słów kilka o:
"Ród"
Zaczyna się wydarzeniem, które z marszu ma wstrząsnąć naszym jestestwem. Mamy paść i nie powstać. A mianowicie, napisała: morderstwo. Brzydkie, brutalne zabójstwo, które odkrywa nasza główna bohaterka-Mercy. Należałoby wspomnieć, dla Waszego dobra, że dziewczyna nie jest postacią, którą można się zachwycać.
Mnie osobiście irytowała. Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, jakie katusze przeżywałam czytając jej wynurzenia, opowiastki o słabościach, o tym jak to jest gorsza, ale akceptuje siebie i takie tam...
Autorka zrobiła bardzo ryzykowny krok i zarysowała nam Mercy jako nieporadną, upośledzoną magicznie (ponieważ książka jest o magii), zakompleksioną i stojącą w cieniu siostry, dziewczynę. Nie zapomnijmy dodać, że podkochuje się w amancie swojej siostruni, który, a to niespodzianka, wcale nie jest tym za kogo się podaje. Oj, oj, oj, trochę zrobiłam spoiler, ale myślę, że mi wybaczycie.
W każdym razie, obserwujemy przemianę głównej bohaterki, jej walkę z codziennością, zaprzeczenie, zrozumienie, zajście w ciążę (taa, nie pytajcie), rozterki miłosne, z którymi ma do czynienia i wiele, wiele innych sytuacji. Wszystkie prowadzą do końcowej tragedii, która nie jest zaskoczeniem.
Kłamstwo goni kłamstwo. Morderstwo popycha morderstwo, a coraz to nowsze odkrycia wypalają mózg.
Szczerze powiedziawszy, spodziewałam się wszystkiego, co miało miejsce. Powiem więcej! Męczyłam się, czytając.
Jednak, i tu uwaga!, sięgnęłam po część drugą.
"Źródło"
Wielki szok. Tyle mam do powiedzenia. Po niewypale części pierwszej, przyszła część druga, zamiotła scenę i odegrała oscarową rolę.
Dobra, przesadzam, ale było trochę lepiej.
Nie dość, że poprawił się styl autorki, to akcja, w końcu, dzięki Ci Boże, nabrała tempa! Takiego, na jakie mogła zdobyć się chora staruszka, ale lepsze to niż prędkość ślimaka bez kofeiny we krwi. Niemniej jednak coś zaczęło się dziać, autorka wplotła kilka nowych wątków, rozwinęła bardzo ciekawą relację Mercy z Matką Jilo, a także zrzuciła na nas bombę. Nie powiem, co to/kto to, ale jeśli zaczniecie czytać, nie będziecie musieli długo czekać, by ta informacja ukąsiła Was w tyłek. W sumie, jeśli ktoś jest obeznany ze sztampowymi pozycjami, spokojnie i bez pośpiechu odgadnie resztę fabuły.
Gdy udało mi się przyzwyczaić do stylu autorki, który jest:
-anemiczny
-nudny
-bezbarwny
-płaski
-bez smaku
czytanie stało się trochę bardziej przyjemne. Zważcie jednak na powyższe punkty i pomyślcie, czy chcecie się w to pchać? Nie ma się czym zachwycać.
Mimo, że książka nie sprawiła mi bólu, nie wywołała oburzenia/obrzydzenia, z przykrością muszę przyznać, że recenzje nie były adekwatne do treści.
Część druga zrobiła na mnie takie, a nie inne wrażenie z racji, że "Ród" był po prostu nudny jak flaki z olejem. Brak akcji, wątków pobocznych i do tego irytująca główna bohaterka.
Ahh, jeszcze coś! Wszystkiego, całości, jak okrągła i nudna by nie była, nie da się opisać inaczej niż jako nierealną. Nie nierealną w sensie prawdopodobieństwa, ale autorka po prostu nie podołała z wprowadzeniem nas w rzeczywistość książkową. Papierowość aż buczała z każdej strony.
Choć jestem pełna podziwu dla badań, które autorka musiała przeprowadzić, nie są one w stanie przysłonić faktu, że nie jest do bestseller. Po prostu kolejna średnia książka.
Kryśka
0 komentarze:
Prześlij komentarz