'Nie jest dobrze nienawidzić kogokolwiek', czyli 'Zabić drozda'

"Zabić drozda", Nelle Harper Lee


Aaa, ledwo zdążyłam!
Wyzwanie Labrysa ukończone.
Dobra, przez chwilę się bałam, że nie wyrobię, ale oto jestem.
"Zabić drozda" okazało się książką diametralnie inną od moich oczekiwań. Nie były one do końca sprecyzowane, ale podążałam tropem, że skoro wszyscy to czytali lub czytają, to musi być to coś szokującego. Może zapadającego z pamięć. Krwawego? No, spodziewałam się, krótko mówiąc, krwiożerczej pozycji.

I teraz, siedząc sobie w łóżku, konstatuję, że fenomen dobrych i popularnych książek polega na tym, że są uniwersalne. Nie ważne kto je przeczyta, trafią do każdego. Wywołają najróżniejsze reakcje, ale nigdy nie wprawią w niesmak, czy nie wbiją w niechęć.
Rozumie je każdy, są łatwe w odbiorze, a jednocześnie w sposób delikatny poruszają ważne kwestie. Dotyczą najczęściej ludzkich emocji, charakterów i przełomowych momentów w historii narodów czy też świata.
Myślę, że jest tylko jeden rodzaj ludzi. Ludzie.
"Zabić drozda" jest tego świetnym i niezbitym przykładem.
Historia opowiadana jest z perspektywy kilkuletniej dziewczynki-Smyka, która z prostotą właściwą dziecku relacjonuje wydarzenia ówczesnego świata. Rzecz ma miejsce w okresie międzywojennym, w latach bliższych 39'.
Na początku odniosłam wrażenie, że do czynienia mam z pozycją, która jest jedną z "tych nudnych". Rozumiecie, suche opisy życia codziennego, garść informacji o ludzkich charakterach i masowe refleksje na temat otoczenia i przyrody. Dzięki Bogu, myliłam się.
Już po kilku pierwszych stronach zorientowałam się, że mimo narracji z perspektywy małej dziewczynki, książka traktuje o sprawach dużo poważniejszych. Mianowicie o segregacji rasowej i dążeniu ludzi, by ową segregację znieść.
Wydarzenia, które skłaniają nad do myślenia, ruszenia mózgownicą, przeplatane są błahymi przygodami rodzeństwa, ponieważ Smyk ma brata-Jema. Razem z przyjacielem-Dillem, który pojawia się w miasteczku na wakacje i święta, odkrywają świat dorosłych, a także otrzymują od życia niezbędne nauczki. Napisałam "błahymi", jednak muszę zaznaczyć, że w każdej sytuacji można doszukać się nauki, pointy.
Aż do chwili, gdy się przestraszyłam, że stracę tę umiejętność, nie kochałam czytania. Bo czy można kochać oddychanie?
Książka przesycona jest ponadczasową mądrością. Atticus, ojciec dzieci, a także adwokat prowadzący sprawę, jest dla nich i dla nas drogowskazem.
Właśnie dialogi prowadzone między tym wyrazistym bohaterem a resztą świata, podsłuchane przez Smyk, stanowią dla nas wagę czynów i słów.  Atticus jest niczym sędzia, rozgraniczający dobro i zło, stawia cienką linię, która w wielu przypadkach jest niezwykle elastyczna. Pokazuje, że świat nie jest wyłącznie czarno-biały.
Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Książka jest spokojna, wyważona, a sytuacje, które mogą spowodować wzrost ciśnienia, łagodzone są przez wewnętrzne monologi Smyk. Dziewczynka wzbudza niebywałą sympatię, a jej pragmatyzm i szczerość wprowadzają do naszego życia świeżość.
Motłoch,taki czy inny, zawsze składa się z ludzi...
Naprawdę warto przeczytać :)
Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top