"Zmienni", Agata Kijora
Jak powiedziałam, tak zrobiłam.
Chyba przestanę być taka słowa.
Niedawno wspomniałam w poście, że poszukam paranormal romance, ale z polskich rączek, żeby porównać, spojrzeć, ocenić, może się zachwycić. Otóż, przyznaję to z żalem, zachwycona nie jestem. Zniesmaczona? Niekoniecznie. Rozczarowana? Na pewno. Pokrzywiona? Oj, tak!
O "Zmiennych" słyszałam wiele, często pochlebnie. Były wywiady z autorką, nagłośnienie, że debiut, że fantastyka, że romans w tle, że mrocznie... no, ogólnie, zajebiście, za przeproszenie,
Tak, więc stwierdziłam, raz kozie śmierć i zaczęłam czytać.
Muszę uważniej wybierać swoje lektury, jak babcię kocham...
Minusy
1) Bohaterowie
Mierzi mnie, może bezpodstawnie, maczanie się w obcojęzycznych imionach. Dlaczego autorzy, szczególnie fantasy, tak bardzo unikają polskich imion? Nie jestem w stanie tego pojąć. Wydaje mi się natomiast, że jeśli książka, którą piszemy naprawdę jest dobra, fabuła wartka, a sami bohaterowie realistyczni i żywi, imię, nieważne jak wyjątkowe, tylko nada im charakteru. Dlatego unikanie naszych zwykłych, rodzimych imion od zawsze wydaje mi się ucieczką i próbą zatuszowania faktu, że nasza książka wcale nie jest tak mocną pozycją, jak chcielibyśmy udawać.
Ponadto, pani Kijora poszła o krok dalej i sięgnęła po imię: Lilith.
Rozumiem, że imiona obcojęzyczne, czy też biblijne, jak w tym przypadku, mają w sobie posmaczek tajemnicy, ale, naprawdę, proszę mi wierzyć, imię Lilith w połączeniu z James'em daje efekt wręcz komiczny. Przynajmniej w moim mniemaniu.
Ale pomińmy imiona! Czymże one są, jeśli nie pustymi słowami, kiedy brak szerszych informacji o bohaterach. Otóż, o nich można mówić wiele, długo i negatywnie.
Lilith jest typową, idealną, wykreowaną prosto z marzeń dziecka superbohaterką. Jest silna, ale wewnętrznie delikatna. Waleczna, ale jednocześnie zdolna do empatii. Wysportowana i nosząca swoje ciężkie i znaczące dziedzictwo, lecz mająca do siebie dystans.
Zabiega o nią dwóch mężczyzn/chłopców. Potem jeden kandydat się wykrusza i pozostaje nam biedny James.
On, co oczywiste, również jest ideałem. Silny, pewny siebie, znający się na walce i przetrwaniu, prowadzi Lilith prosto w paszcze przeznaczenia.
Wszystko cudownie, wszystko pięknie. Szkoda tylko, że zamysł poległ wobec stylu, nieudolności i braku doświadczenia. Postacie zamiast odznaczać się plastycznością i charakterem, wywoływały u mnie drgania gałek ocznych (liczne) oraz westchnięcia (żałosno-litościwe).
2)Dialogi
Trudno nie zahaczyć o ten często pomijany przeze mnie punkt. Generalnie skupiam się na akcji, kreacji postaci, zamyśle autora, ale ciężko zignorować fakt, że właśnie dialogi są najsłabszym punktem "Zmiennych".
O ile właśnie rozmowy powinny stanowić dźwignię książki, być jej trampoliną na szczyt, to tutaj są wielkim mankamentem. Czytając wyczuwałam jedynie wymuszone kwestie, niewprawne żarty, usilne starania, by poprzez kilka krótkich słów nadać bohaterom określone cechy. Autorka zbytnio się pośpieszyła i zatraciła się w tej szybkości. Zamiast rezolutnych, lekkich rozmów, mamy ciężkie, męczące ględzenie.
3) Akcja
Niby jest, niby nie ma. Autorka w ogóle nie potrafi skupić się na jednej scenie. Widać, że próbuje zawrzeć zbyt wiele w zbyt małej ilości stron. Goni, pędzi, słowa depczą sobie po piętach, kolejne zdarzenia wpadają na siebie, wywracają się, traktują i pokładają na polu utraconych potencjałów.
Smutne, naprawdę.
Trudno zignorować, że akcja jest silnie naznaczona romansem. On się wręcz pali, zaśmierdziałym ogniem.
Przykro mi to pisać, ale "rodząca się miłość" jest skonstruowana równie nieudolnie jak bohaterowie i dialogi. Przykro mi to pisać, ale to już podpada pod grafomanię. Przykro mi to pisać, ale "Zmienni" całkowicie mnie zawiedli.
Wracając jednak do fabuły. Jest, jakby to określił mój tato, skompresowana. Wydarzenia, walki, wyznania i fakty są ze sobą tak ściśnięte, że trudno skupić się na jednej rzeczy, nie zahaczając o następną.
"Zmienni" posiadają ten sam problem, co "Przysięga". Za mało stron, za dużo do przekazania i jeszcze debiut. Książka ma potencjał, pomysł na jakiś tam magiczny świat, waleczną nastolatkę, jej ukochanego... Boże! Ile razy ten temat był już przerabiany. Ile książek trafiło na moje kolana?! Ile już się o tym naczytałam!? I, jak do tej pory, "Zmienni", zaraz przed "Przysięgą", są najsłabszą pozycją gatunku. Kropka. "Przysięga" wybrania się połową punktu, pewnie dlatego, że tłumacz poprawił styl i błędy autorki.
Plusy?
BRAK.ERROR.
Nie będę cię namawiał. Po prostu mi zaufaj.Ten cytat u góry, który użyłam w tytule? Nie ufajcie!
Kryśka
P.S. Wiem, że jestem wredna, ale czuję się, już teraz, po napisaniu recenzji, zniesmaczona. I to poważnie.
P.P.S. Ładna okładka? Nie dajcie się zwieść.
0 komentarze:
Prześlij komentarz