"Eden. Nowy początek", Mia Sheridan
Miałam bardzo mieszane uczucia przed lekturą. Naczytałam się pozytywnych i negatywnych opinii i zdejmował mnie strach na myśl o rozpoczęciu "Eden...". Kręciłam się dookoła do wczoraj, gdy w końcu zaczęłam czytać. Skończyłam w kilka godzin, ale z jakimi odczuciami?
Nowy początek
Zdecydowanie tym właśnie jest ta książka. Nowym początkiem dla bohaterów. Stopniową asymilacją do nieprzyjaznego, a co ważniejsze, nieznanego środowiska. Eden i Calder przeżyli masowe morderstwo, którego dopuścił się Hector. Jak na złość swoim przeciwnikom i zgodnie ze standardami, które wyznaczają romanse. Zaczęli nowe życie - potykając się, chwiejąc nad przepaścią, poszukując zapomnienia, ponieważ przeżyli... ale oddzielnie. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że żyją.
Sądzę, że tutaj zawiodłam się najbardziej. Wyobrażałam sobie, że "Eden. Nowy początek" faktycznie będzie nowym początkiem. Czasem, który pozwoli bohaterom zmierzyć się ze słabościami i wypracować własną, niczym nieskalaną rzeczywistość. Tymczasem... autorka odebrała mi to wszystko. Więcej, nawet nie dała mi szansy, bym odszukała Eden i Caldera. Odmówiła mi ich ponownego poznania. Ludzie, którzy powinni mi być bliscy, i tacy stali się po pierwszej części, nagle przeistoczyli się w całkowicie nieznane mi jednostki.
Otrzymali nowe rysy, siłę, a co najważniejsze - stali się dorośli. Okres trzech lat został zamknięty gdzieś głęboko w głowie autorki i pozostał tylko do jej osobistego wglądu.
Czy to ja, czy...
Rzadko kiedy zgadzam się z szerzonymi opiniami, dlatego wszystkie słowa czytane w recenzjach, cedzę przez własne sito. Jednak trudno mi było zignorować fakt, że ziściły się moje największe obawy.
Naprawdę - jestem w stanie pogodzić się z faktem, że nie znam już bohaterów. to musiało kiedyś nastąpić. Nie mogę zamknąć motyli w słoiku. One muszę latać. W żadnym wypadku nie miałam zamiaru być jedną z tych czytelniczek, które kurczowo trzymają się kreacji bohaterów. Mogą się rozwijać, choć kiedy robią to oddzielnie, jakby w niezapisanym tomie, czuję się paskudnie.
Sytuację, a raczej moje nadwątlone siły, ratuje wtedy fabuła. "Calder. Narodziny odwagi" nie miała niezwykle dynamicznej akcji, ale wszystkie możliwe braki uzupełniała fascynującymi opisami. Pełnokrwiste emocje, młoda miłość, sekta, powój - to wszystko tworzyło spójną i piękną całość.
"Eden. Nowy początek" została tych wszystkich zalet pozbawiona...
"Eden. Nowy początek" została tych wszystkich zalet pozbawiona...
Autorka nie potrafi odnaleźć się w świecie. Opisów jest jak na lekarstwo, a fabuła może nie jest ślamazarna, ale brakuje jej jakiegoś dopieszczenia. Uwagi, jaką poświęca matka swojemu dziecku. Wszystko mogło rozkwitnąć pełnią barw - tyle możliwości mnożyło się ze strony na stronę. Każda bogatsza od poprzedniej. Nowe miejsce, mieszkania, ulice miasta - zabrakło tu plastyczności i skupienia.
Inny kierunek
Sheridan skupiła się raczej na istocie bohaterów. Z namaszczeniem kreśliła ich charaktery, na nowo budowała relacje, tworzyła kulminacyjną scenę. Pozwoliła, by zranione dusze odnalazły spokój. Razem z nimi przemierzała meandry tajemnic, w poszukiwaniu prawdy.
Wielka szkoda, że na tę wycieczkę nie zabrała czytelnika. To co musiało w jej głowie brzmieć refleksyjnie, uroczo, seksownie, namiętnie, z uczuciem - dla mnie miało wydźwięk co najmniej kiczowaty. Boli, gdy to piszę - uwierzcie mi.
Emocje, jakie próbowała zapisać autorka, być może i były piękne i dopasowane do sytuacji, ale przekazano je w sposób nieumiejętny. Niemal czułam papier szeleszczący za każdym razem, gdy czytałam o uczuciach bohaterów. Książka nie porwała mnie do krainy, w której rozkwitają powoje. Nie, osadziła mnie w tu i teraz. Z przytupem.
Jedynym ciekawym elementem były dla mnie poszukiwania. Niemal desperacka potrzeba Sheridan, by rozwiązać wszystkie splątane węzły. Szarpała się z linami, aż wyszarpała rozwiązania wszelkich porzuconych spraw.
"Eden. Nowy początek" to książka, której, jak możecie przeczytać, wiele mam do zarzucenia. Wydaje mi się, że autorka pisała ją w pośpiechu, jakby na kolanie, co rusz rozglądając się dookoła i szukający nieudanych inspiracji. Wielkie rozczarowanie? Niekoniecznie, ponieważ jestem zadowolona, że definitywnie domknęłam drzwi tej historii miłosnej, choć szczerze żałuję, że zrobiłam to w ten a nie inny sposób.
Książka przeczytana i zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Editio.
Dziękuję :)
Recenzja jest w całości moją subiektywną opinią.
Recenzja jest w całości moją subiektywną opinią.
Kryśka
0 komentarze:
Prześlij komentarz