Rozwinęła skrzydła, czyli 'Uwikłani. Hudson'

"Uwikłani. Hudson", Laurelin Paige



Paige może nie porwała mnie pierwszą częścią Połączonych, ale uwierzyłam w jej styl i talent. Wierzyłam, że po prostu musi się rozkręcić.  Nawet nie wiecie, jakie dobre miałam przeczucia.

Pietyzm


„Hudson” – mogę powiedzieć to z czystym sercem – spełnił wszystkie moje wymagania. Mimo znacznej objętości zatraciłam się w tej pieczołowicie wykreowanej postaci. Paige stworzyła go z pietyzmem – łącząc typowo męskie cechy, których pożąda każda czytelniczka, z niespotykanym podłożem. 

Bazą dla charakteru Hudsona stała się jego rodzina, a dokładnie matka. Jej oziębłość, osobiste problemy, zmiana, jaka zachodziło w niej stopniowo od kilku lat, poważnie rzutowały na Hudsona. Nauczył się bronić. Skrył się za nieprzeniknionym murem braku uczuć. 

Autorka sugerowała, podjudzała, tworzyła iluzję i zwodziła. Czytelnik utwierdzany w przekonaniu, ze Hudson nie ma emocji, gotowy był na wielki, spektakularny zwrot w akcji. Tymczasem otrzymał lekkie wahnięcie. 
Owszem, bohater wyszedł ze strefy zimna i zaczął doświadczać emocji, otworzył się na świat, ale nie wyzbył się do końca okrucieństwa. Nie mógł wymazać przeszłości. Odcięcie się od tak znaczącej części swojego charakteru okazało się niemożliwe.

Przeszłość i teraźniejszość


Hudson nierozerwalnie związany jest ze swoją starą przyjaciółką – jeśli można ją tak nazwać – Celią. Na niej wykonał eksperyment, który odmienił jego życie. Razem zaczęli tworzyć wielostopniowe intrygi mające na celu zburzenie ludzkiego szczęścia. Ona chciała zemsty. On pragnął pojąć mechanizmy działania ludzkiego ciała i duszy. Ich czyny były okrutne, do tego stopnia brudne i niegodziwe, że podważały osobę Hudsona – jego siłę i właściwość kreacji jako bohatera.

Jako duch przeszłości, to Celia nadaje bieg wydarzeniom. Tworzy własny eksperyment, tym razem skonstruowany jak matrioszka.  Alayna jest tylko podmiotem. Jedną z mniej ważnych figur. Gra toczy się o Króla. Pytanie tylko, którego? Z czyich słów padnie: szach-mat?

Z racji, że zaczęłam czytać serię, jakby od tyłu, mogę śmiało powiedzieć, że jest to idealny wstęp. Perfekcyjne ujęcie męskiego bohatera.  Pojawia się wiele elementów romansów, ale jednocześnie jestem świadoma jak bardzo autorka musiała się powstrzymywać. Ilu szablonowych figur oszczędziła czytelnikowi. Skupiła się głównie na psychice Hudsona. Zgłębiła meandry jego umysłu. 
Nie zapomniała jednak o akcji. Przez 495 stron dzieje się naprawdę wiele.

Dość pobieżnie poznajemy Alaynę, ale tym razem to nie ona jest ważna.  Liczy się relacja widziana oczami Hudsona. Wydarzenia zawarte w trzech książkach zostały skompresowane. Dodatkowo autorka pokusiła się o retrospekcje, które wyjaśniają motywacje głównego bohatera. Obawiacie się, że było to dla Paige zbyt poważne zadanie? Zbyt trudne?
Przetrzyjcie oczy, otrząśnijcie się z uprzedzeń. Praca została wykonana naprawdę rzetelnie. Jak dla mnie staje się to niemal podpisem autorki. Staranne wykonanie to podstawa. Wydarzenia ułożone są logicznie, retrospekcje uzupełniają całość, a czytelnik, który nie miał kontaktu z poprzednimi książkami, odnajduje się w akcji.

Rozwinęła skrzydła


„Hudson” to jedna z tych książek, do których wracam z przyjemnością. Romans napisany z całkowicie innej perspektywy, jednocześnie niezakłamany i poprowadzony z prawdziwym wyczuciem. To przyjemność przeczytać tak obszerną książkę – tutaj objętość stała się prawdziwym atutem. Pozwoliła autorce rozwinąć skrzydła. Jestem  zachwycona spotkaniem z tak z pozoru szablonową, a jednak pełną świeżości pozycją.

Książka przeczytana i zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kobiece
Dziękuję :)
Recenzja jest w całości moją subiektywną opinią.


Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top