'Bo nic i nikt nie odchodzi na wieczność...', czyli 'Kiedy będziemy deszczem'

"Kiedy będziemy deszczem", Dominika Van Eijkelenborg


Żyło we mnie dotychczas jakieś przekonanie. Swego rodzaju zbiór etykiet, które doczepiałam niektórym gatunkom. Kryminały były dla mnie na ten przykład zawsze albo zbyt zagmatwane, albo zbyt krwiożercze, albo zwyczajnie zbyt nudne. Rzadko kiedy autorzy potrafili zdobyć mnie wypośrodkowanym stylem. Powiedzieć, że jestem wybredna? To za mało.

Dlatego do "Kiedy będziemy deszczem" podchodziłam z rezerwą. Sprawa Ingi de Graaf wzbudzała moje wątpliwość. Kobieta zamężna, matka dwójki dzieci, mieszkanka Holandii, z urodzenia Polka. Co takiego mogło jej się przydarzyć? Takie myśli, podszyte czytelniczą pychą, przewijały się przez moją głowę.

Po raz kolejny, i na pewno nie ostatni, zostałam przywołana do porządku. Pokornie wróciłam do szeregu, bo autorka pokazała mi, że sama klasyfikacja książki do jednego z gatunków, nie ogranicza autora. Wręcz przeciwnie. 


Kropla


Mówi się, że kropla drąży skałę. To powiedzenie odzwierciedla tempo tej książki. Jest powolne. Rozlane. Jednocześnie nie nużące. Właśnie dzięki spokojnej wędrówce kropel, jakimi są słowa, możemy skupić się na meritum.

Historia, którą poznajemy, a która opowiedziana jest dłońmi Ingi de Graaf, ruchami jej nadgarstków i stuknięciami palców o klawiaturę, nie walczy o naszą uwagę ze zbrodnią. Nie musi. Jej rola nie jest ograniczona. Prócz wysunięcia motywu, ma również prawdziwie wprowadzić nas w życie Ingi. Związać nas z nią i zainteresować całkiem innym aspektem książki.


Walczymy, uciekamy lub popadamy w odrętwienie. Kiedy rozglądam się wkoło, mam wrażenie, że mężczyźni częściej uciekają: w pracę, w swoje ważne sprawy. My, kobiety, zamarzamy. Popadamy w nieczucie, w automatyzm, bo tak łatwiej, nic nie boli w zdrętwiałej duszy. (...) Nawet jeśli zaczynamy jako wojowniczki, zdecydowane walczyć do upadłego, zwykle kończymy jako bryły lodu. W ten sposób możemy żyć dalej, nie żyjąc.

Opowieść Ingi to trochę obraz kobiety samotnej i zaniedbanej, trochę szkic dorastania i godzenia się ze zmianami i przemijaniem. Można powiedzieć, że jest to też sąd nad błądzącymi, którzy poszukują miłość i szczęścia sprzeniewierzając się przykazaniom i własnym zasadom.

Skradająca się zbrodnia jest jedynie podkładem. Tłem, które nadaje dreszczyku całej książce, ale nie zamazuje głównej idei.


Deszcz


"Kiedy będziemy deszczem" to przede wszystkim książka o życiu. 
Prostym, prozaicznym, pełnym codziennych, syzyfowych prac - życiu, które zna każda kobieta. Matka i żona. Dlatego tak łatwo utożsamić się z Ingą.
Jej sytuacja życiowa, wybory i odkładane decyzje wydają się nam tak dobrze znane. 

W każdym słowie poszukujemy sygnałów, które mogłyby naprowadzić któregoś z bohaterów na trop. Zapowiedzieć zbrodnię. Wyjaśnić jej motywy. Problem w tym, że żadnych znaczących śladów nie znajdujemy. Jeżeli postawimy się w pozycji bohaterów, nie będziemy w stanie zdefiniować źródła niepokojącego uczucia. Pozostanie ono w sferze niewyjaśnionych przeczuć. 

Do czasu. Do czasu, aż kobieta znika.


Mówią, że największą siłą napędzającą nasz byt jest miłość. Ale to kłamstwo, iluzja, życzeniowe myślenie. Miłość, choćby nie wiem jak silna, jest niczym w obliczu śmierci. (...) Śmierć zawsze przychodzi, jest niezmienna i nieubłagana, konsekwentna i nieulegająca wpływom. (...) Śmierć po prostu jest. Zawsze. Potężna siła.

Książka jest niesztampowa. Nie tylko ze względu na rozbudowany wątek obyczajowy, ale z powodu świadomości czytelnika. Poziom naszej wiedzy jest niezwykle wysoki. Już od początku możemy zorientować się, kto jest mordercą. Nie jest to powiedziane wprost, ale domyśliłam się dość szybko.
Było to dla mnie nie tylko niespodziewane. Oczekiwałam też po sobie lekkiego zmieszania. Może zniesmaczenia? Stało się inaczej. Jeszcze bardziej wciągnęłam się w książkę. Jeszcze gorliwiej poszukiwałam odpowiedzi na męczące mnie pytanie. Jaki był motyw?

Świeżość


Bicie mojego serca kilkukrotnie przyśpieszyło. "Kiedy będziemy deszczem" rzuciła nowe światło na życie, książki i codzienność. Pozwoliła zinterpretować rzeczywistość, ponieważ właśnie o niej traktowała.

Nie jestem ekspertką w sprawie kryminałów czy thrillerów, ani ich wielką fanką, ale właśnie takie książki coraz bardziej przekonują mnie do tego gatunku. Wskazują kierunek i pozwalają zrozumieć, jak ograniczam swój umysł, gdy zamykam oczy na nowe i nieznane.
Szczerze polecam.


Książka przeczytana i zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kobiece
Dziękuję :)
Recenzja jest w całości moją subiektywną opinią.

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top