Naćpana Madonna, czyli 'Cztery pory roku w afgańskiej wiosce'

"Cztery pory roku w afgańskiej wiosce. Reportaże o wyplataniu dywanów", Anna Badkhen

PRZEDPREMIEROWO

Dywan


Dywany, które widzimy na co dzień, w przeważającej większości to zaledwie elementy wystroju wnętrz. Nie mają historii. Nie niosą krzyków, cichych słów miłości, niewysłowionej akceptacji. Są nagie. Obdarte z tego, co uczyniłoby je wyjątkowymi już w chwili wyplatania.
Dywany, wychodzącego spod delikatnych, niemal przezroczystych dłoni Saury, są inne. 

(...) dywan Saury, jak każdy dywan tkany ręcznie, będzie się subtelnie różnił od innych. Będzie tylko jej. Będzie stanowił jej autobiografię, jej pamiętnik z tego roku, jej kronikę zimy, z zasmuconymi zygzakami, marzycielskimi zawijasami, melancholijnymi pętelkami i pełnymi radości węzłami. (...) Dolna szósta część dywanu będzie niemal nieuchwytnie mdląca, będzie sześćdziesięciocentymetrową kroniką porannych nudności. (...) Tk, tk, tk. Sierp Saury odmierzał czas biciem nie jednego serca, ale dwóch.

Badkhen opowiada historię dywanu Saury i wszystkich dywanów przed nim i po nim. Jednak dywan nie jest tylko przedmiotem. W jej przekonaniu, w niewielkiej, poetyckiej cząstce duszy każdego Afgańczyka dywan to także ludzie. Ich życie, ich pot, łzy, śmiech i ciężka, czasami żmudna codzienności. To Oka - garść domków rzucona ręką Boga w środek pustyni - której nie ma na żadnej mapie. Której istnienia nie uznaje nawet deszcz.


Jeśli świat jest dywanem, to Oka jest błędem. (...) Gdyby któregoś dnia Oka została zdmuchnięta albo pogrzebana pod barchanem przez burzę piaskową, mało kto by to dostrzegł.

"Cztery pory roku w afgańskiej wiosce. Reportaże o wyplataniu dywanów" to książka pełna wyrozumiałości. Książka matka, która nigdy nie osądza i snuje baśniowe historie. 
O ściskającym żołądek głodzie i lepkim, słodkim soku z melonów, o uzależnieniu od opium, bezimiennych cmentarzach i wielkiej uczcie - hucznej zabawie, która wypełnia życie wychudzonych mieszkańców ilekroć odbywa się ślub. 
To wielobarwny pamiętnik drogi wypełniony wspólnymi posiłkami, głośnymi wybuchami śmiechu i bomb oraz historią tego kraju. 


Czas


W Afganistanie czas płynie inaczej. To ilość węzłów i ruchów dłoni. Gęstość przędzy. Świadomość zapomnienia.


Tk, tk, tk - zaśpiewa sierp, odmierzając czas między świtem i zmierzchem, narodzinami i śmiercią, pokojem i wojną; bez ustanku odmierzając czas.

Nie każdy potrafi się tam odnaleźć. Pod piekącym słońcem, z żołądkiem pełnym zanieczyszczonej wody i chlebka nan bezpiecznie czują się tylko mieszkańcy Oki. O nich wojna nie pamięta. Nie znają ich mapy, nie słyszał o nich Bóg. Od tysiącleci żyją pośród złota pustynnych piasków, pod skrzydłami żurawi. 

Łatwo idealizować tę ziemię, ten chwilowy Wielki Kanion, gdzie tysiąclecia skupiały się w dolinach między półksiężycami wydm i znowu rozpościerały w węzłach dywanów, ten, wydawałoby się, organiczny świat, w którym każdy ruch trwa i ma znaczenie, a każdy krok to wspaniała podróż mająca na celu przetrwanie.

My, obcy, dostrzegamy tylko powłokę. Urodzaj możliwości i nieskończone dobro zamknięte w szponach wojny, ale nie żyjemy tam. Nie wiemy jak wygląda rzeczywistość. Badkhen tą książką uświadamia nam ogrom problemu i okrutność pułapki, w jaka złapani są Afgańczycy.

Łatwo egzotyzować tę ziemię. a potem noworodek przedawkuje opium. Kobieta zawodzi nad drobnym ciałkiem sześcioletniego chłopca okaleczonym przez trzydziestoletnią minę lądową. Mężczyźni siedzą przy ręcznie lepionych z błota ścianach, palą tanie koreańskie papierosy z takim namaszczeniem, jakby czynność ta stanowiła akt ważki, znaczący, i snują rozważania nad życiem i śmiercią w kraju, w którym wojna nie pojawia się tylko na afiszu filmowym, ale ohydnie i nieprzemijająco trwa w tle, wybierając swoje ofiary na chybił trafił.  

Marzenia


Oni są ludźmi pustyni. Trwają niczym opancerzone trzciny - wciąż myślące, ale już nie pozwalające sobie na marzenia. Sny na jawie, które bardziej ranią ich duszę, niż leczą zszargany umysł. Tylko czasem, gdy najdzie ich chwila słabości. Gdy w pustynnego ducha wstąpi ludzka bezradność i delikatność, poddają się odwiecznej potrzebie piękna. Oczy, które szybko poruszają się pod przymkniętymi powiekami, widzą wszystkie zamglone, bo dawno nie przywoływane, marzenia.

Badkhen używa języka lirycznego. Czasami wręcz poetyckiego. 
Wewnątrz książki sierpem odcina nitki i wiąże węzły. Wyplata, wyplata, wyplata. Dywan o czterech porach roku w afgańskiej wiosce powstaje z każdą przewróconą stroną. I on wystarczy. Ten jeden dywan. By opowiedzieć czytelnikowi historię pustyni i świata.
Świat ma cztery rogi. Świat jest dywanem.




premiera: 20.09.2017
cena: 39,90 zł






Książka przeczytana i zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kobiece
Dziękuję :)
Recenzja jest w całości moją subiektywną opinią.

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top