Znów w Krainie, czyli 'Grom i szkwał'

"Grom i szkwał", Jacek Łukawski


Jest kilka rzeczy na tym pełnym absurdów świecie, które sprawiają, że uśmiecham się bez wysiłku i z prawdziwą radością. Jedną z nich są książki. Długie, krótkie, te dobre i te gorsze - gatunek nie gra roli.

"Krew i stal" to pierwsza książka Jacka Łukawskiego. Debiut, który miałam przyjemność recenzować. Pamiętam adrenalinę, która krążyła w moich żyłach, gdy przewracałam kolejne strony. I zdziwienie. Przemożne, wszechogarniające zdziwienie, że mnie - dziewczynie lubującej się w romansach i nie przepadającej za militariami - ta książka faktycznie może się podobać.


Żyłka


Jednak odezwała się we mnie ojcowska żyłka, która sprawiła, że nie mogłam oderwać się od lektury. Połączenie wojennej taktyki, ciężkich, siermiężnych urządzeń, żołdackich rozmów i fantastyki okazało się nie do odparcia.

Właśnie tego - oderwania, brutalności i typowo męskiej tematyki - poszukiwałam. Z niecierpliwością czekałam na kolejny tom, ponieważ okazało się, że Łukawski nie lubi kończyć w oczywisty i przewidywalny sposób, ale z przytupem i szalonym, sadystycznym uśmieszkiem.

"Grom i szkwał" to kontynuacja, po której wiele się spodziewałam i powiedzieć, że spełniła moje oczekiwania - to zbyt delikatne słowa. Jeżeli w pierwszej części wiele się działo - tutaj dzieje się jeszcze więcej.


Martwa Ziemia


Niewielu pisarzy decyduje się na tworzenie całkowicie nowego świata. Większość modernizuje lub dostosowuje znaną nam wszystkim rzeczywistość do własnych potrzeb. Tworzy hybrydę, która łączy w sobie legendy i ludzkie wynalazki, by nam, czytelnikom, ułatwić odbiór.

Tymczasem okazuje się, że nie zawsze trzeba iść tą wydeptaną ścieżką. Łukawski swoim własnym, pisarskim, lekko wyszczerbionymi mieczem przedarł się przez gęstwinę uprzedzeń i niepewności. 

- To tradycyjna ofiara - wykrztusił wieszczy - taka jak w każdy dzień.Zbyt późno zrozumiał sens własnych słów.- Ale dziś - powiedział głucho Salabesh, przyciskając wieszczego do drewnianego łba i wyciągając topór - nie jest zwykły dzień.Mdlący trzask pękającej czaszki wystraszył wodne ptactwo. Lord wytarł żeleźce o szatę wieszczego i wypchnął jego drgające ciało za burtę.- Wznieśmy okrzyk, by bogowie przyjęli godny dar!

Najpierw powstał zarys, później Kraina Martwej Ziemi zaczęła oddychać, przeprowadzać fotosyntezę i rozkładać według własnego, biologicznego, naznaczonego magią rytmu.
To pozwoliło Łukawskiemu rozwinąć skrzydła.

Sprawiło, że stworzone przez niego postacie - tak różne, barwne i charakterne - złączyły się każdą cząsteczką z krwawą i brutalną rzeczywistością. Trudno orzec, czy to wyobraźnia Łukawskiego kształtowała świat przedstawiony, czy może to on kreował autora.


Krzyki


Czy to przerażenia, czy wściekłości, można usłyszeć na każdym kroku. 
To w końcu książka o wojnie, wrogich sobie rasach i magii, którą czułam na czubkach palców. Opływała słowa i skały.


Postać oddychała ciężko, pachniała słodko i zachęcająco, lecz leżące obok tabu emanowało złem i obietnicą bolesnej śmierci. Borutnik wahał się, bezwiednie kołysząc się na boki. Jego gon drgał, jak gdyby był struną, na której każda myśl i obawa wygrywają swoją melodię.

W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób Łukawski urzeczywistnił strachy, zwidy i baśniowe wrzaski. Powołał do życia najbardziej okrutne z sennych mar i opowiadań. W książce roi się od nadnaturalnych stworzeń, które odbiegają od kanonu, do którego przyzwyczaił nas ostatnio rynek. 
Są krwiożercze. Okrutne. Żądne zemsty. Świadome swoich działań.

To godni przeciwnicy - najgroźniejsi, bo żyjący na wyciągnięcie ręki. Obserwujący i szacujący ludzkie czyny.

Zmienna narracja sprawia, że czujemy się jak w ogromnej sali kinowej. Poruszające się kadry tworzą spójną i nierozerwalną całość, która nie pozwala na chwilę znudzenia. W jednej chwili galopujemy konno, w drugiej czujemy jak na twarz spadają nam krople ciepłej krwi.

Bohaterowie są na tyle wyraziści, że, choć jest ich wielu i wciąż pojawiają się nowi, z łatwością zapadają w pamięć. Co więcej pozwalają czytelnikowi doświadczać. Nie jesteśmy biernymi obserwatorami, ale bez ustanku stajemy naprzeciw nowych wyzwań. W pewien sposób uczestniczymy w rozgrywce.


Siła ich!


"Grom i szkwał" to książka, która pozwala nam na w pełni odczuwać. Pełna dzikich stworzeń, które dorównują w okrucieństwie ludziom i zwrotów akcji, które nie pozwalają nocą zmrużyć oka. 

Łukawski utrzymał zabójcze tempo, które wyciska z czytelnika ostatni oddech, ale jest to wysiłek, którego pragniemy. Stąd nietrudno mi orzec, że "Grom i szkwał" jest jeszcze lepsza niż "Krew i stal". O ile to w ogóle możliwe.


Książka przeczytana i zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Sine Qua Non. 
Dziękuję :)
Recenzja jest w całości moją subiektywną opinią.

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top