'Po pierwsze nie szkodzić', Henry Marsh

Sztuka tworzenia i niszczenia


Niewiele jest w życiu rzeczy, które są zarówno straszne jak i fascynujące. Towarzyszą nam już od urodzenia i nigdy nie opuszczają. Jedną z nich jest śmierć, a drugą ciekawość, której nie sposób zaspokoić. 


Jak widzę po sobie i kolegach, my, neurochirurdzy, z wiekiem stajemy się coraz bardziej konserwatywni, to znaczy mniej skłonni do leczenia operacyjnego niż za młodu. Jeśli o mnie chodzi, wynika to nie tylko z większego doświadczenia i bardziej realistycznej oceny własnych możliwości i ograniczeń. Co równie ważne, teraz łatwiej mi zaakceptować fakt, że śmierć, ta odwieczna przyjaciółka lekarzy, nie zawsze jest najgorszym rozwiązaniem...

Chirurgia, a szczególnie neurochirurgia, to jedna z dziedzin nauki, która pokonuje kolejne niewidzialne bariery. Zostawia po sobie zarówno smutek jak i radość. To sztuka tworzenia i niszczenia, którą Henry Marsh opanował do perfekcji.


przeciwdziałać cierpieniu 


Henry Marsh - autor, neurochirurg, mały bóg (?). "Po pierwsze nie szkodzić" to swoista spowiedź, która przed zwykłym śmiertelnikiem, pacjentem, odziera lekarza z boskości. Autor opisuje swoje dotychczasowe życie - wzloty i upadki, sukcesy i okrutne porażki, tym bardziej bolesne, że rzutujące na bezbronnych pacjentów.


Nie straciłem jeszcze do końca naiwnego entuzjazmu, z jakim trzydzieści lat temu po raz pierwszy w życiu śledziłem operację tętniaka. Nadal czuję się trochę jak rycerz ruszający tropem złego smoka czy innej mitycznej bestii. Bo i obraz w moim mikroskopie naprawdę ma w sobie coś z baśni i magii - jest jaśniejszy, wyraźniejszy, czystszy niż cały świat zewnętrzny (...). Obraz widziany przeze mnie daje wrażenie niezwykłej głębi i jasności, wywołane przez kosztowną aparaturę, ale wzmocnione moim lękiem. To przeżycie bardzo osobiste, mimo obecności całego zespołu operacyjnego (...) dla mnie operacja neurochirurgiczna jest nadal i przede wszystkim samotną walką ze złem.

"Po pierwsze nie szkodzić" to pozycja, w której Marsh poszukuje zrozumienia dla faktu, że lekarz to również człowiek. Istota, która popełnia błędy, błądzi, poszukuje odpowiedzi. 
Zdziera z doktorów całun tajemniczości odsłaniając wszelkie przywary i ludzkie odruchy, które na co dzień tak dobrze kryją. Z jednej strony jest to doświadczenie oczyszczające, zarówno dla czytelnika jak i autora. Jednocześnie... rodzi strach przed niekompetencją, którą dobry aktor potrafi ukryć. Przed niepewnością, gdy wymagane są konkretne decyzje. W końcu przed przyszłością, którą to powierzamy w ręce lekarzy.

Samo operowanie to drobiazg, szybko się pan nauczy (...). Ale gdy będzie pan w moim wieku, panie kolego, przyzna mi pan rację, że najtrudniejsze w neurochirurgii jest podejmowanie decyzji.

Jest to przeżycie tym bardziej traumatyczne, że Marsh skrupulatnie analizuje operacje, które najbardziej zapadły mu w pamięć. Opisuje mózg, a w swoich słowach łączy naukę oraz liczne tajemnice, które skryte są w pofałdowaniach. Neurochirurgia jest dla autora nie tylko pracą, to uzależnienie. Narkotykiem nie są wyłącznie zaufanie i wdzięczność pacjentów, to także odpowiedzialność i potrzeba pomocy.

Neurochirurgia to ruletka. Najpierw jest cierpienie z powodu choroby, następnie nadchodzi cierpienie, którego pacjent doświadcza podczas operacji. Operacji, której zadaniem jest zniwelowanie bólu. Niestety, zdarza się, że guzy odnawiają się. Wtedy, w parze z cierpieniem, idzie śmierć. 

Śmierć w naszych czasach stała się czymś odległym, uładzonym, pozbawionym naturalnego tragizmu.

"...przeciwdziałać cierpieniu...". Okazuje się, że neurochirurdzy to najpotężniejsi, a zarazem najbardziej bezbronni z ludzi.


nieść pomoc bez żadnych różnic


Marsh to człowiek bardzo pewny siebie. Nie odejmuje sobie swoich umiejętności i zasług. Jednocześnie, w odpowiednich momentach potrafi wykazać się pokorą, która ujmuje czytelnika. W jednej chwili z "małego boga", którego, jako pacjenci, potrzebujemy, by wziął na siebie ciężar odpowiedzialności, przekształca się w pokornego rzemieślnika. Osobę, której łatwo zaufać.


Lekarze muszą poczuwać się do odpowiedzialności za swoje czyny, gdyż bezkarność zawsze prowadzi do nadużyć. (...) jeśli nie ukrywasz ani nie wypierasz się popełnionych błędów, jeśli pacjenci i ich rodziny wiedzą, że szczerze nad nimi ubolewasz, czasami możesz otrzymać bezcenny dar przebaczenia.

Autor jest lekarzem, którego każdy z nas pragnąłby mieć po swojej stronie. Stanowi wzór, który wielu powinno naśladować. Nie można odjąć mu także zasług poza murami szpitala. Był jednym z nielicznych, którzy w latach dziewięćdziesiątych udali się na Ukrainę i zaoferowali pomoc.

Chirurg powinien mieć stalowe nerwy, lwie serce i kobiece ręce.

Co więcej, Marsh kontynuował wyjazdy w kolejnych latach - kształcąc siebie i innych, modernizując, walcząc z systemem i nie poddając się presji środowiska. Leczył. Troszczył się. Angażował swój czas, wiedzę i środki, by wesprzeć tych, którym wiodło się gorzej.



służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu


Henry Marsh okazał się postacią, z której warto brać przykład. Doświadczoną, ale nie zgorzkniałą. Z potężną wiedzą, ale wciąż ludzką i empatyczną. Lekarzem z krwi i kości, który służy życiu i zdrowiu, prawdziwie hołdując przysiędze lekarskiej.


Bolesna prawda o neurochirurgi wygląda bowiem tak, że zdobywasz wprawę tylko wtedy, gdy operujesz jak najwięcej, nie stroniąc od trudnych przypadków. (...) oznacza to, że popełniasz po drodze wiele błędów i zostawiasz za sobą wielu okaleczonych pacjentów. W tej specjalności trzeba chyba być trochę psychopatą albo co najmniej mieć wyjątkowo grubą skórę. 

"Po pierwsze nie szkodzić" to książka, która powinna znaleźć się w każdej domowej biblioteczce.

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top