'Feral Sins', Suzanne Wright



Z romansami, szczególnie fantastycznymi, sprawy przedstawiają się w sposób niejednoznaczny. Z jednej strony wiem, że nie wnoszą do mojego życia nic odkrywczego. Zdaję sobie sprawę z tego, że istnieją wyłącznie w celu niesienia rozrywki i uciechy. Godzę się na to, ponieważ na podorędziu trzymam także książki, które zmuszają mnie do myślenia. Są to lektury, które stanowią dla mnie wyzwanie zarówno intelektualne, jak i emocjonalne.

Nie lubię się powtarzać, a w przypadku romansów jest to dość częste. Nie jest tak, że każda książka tego gatunku jest taka sama. Różnią się fabułą, bohaterami, emocjami, które wywołują. Są unikatowe, ale na swój własny sposób to jedne z najbardziej powtarzalnych i przewidywalnych lektur. Dlatego w pewnym momencie następuje przesycenie. Czytelnika ogarnia odrętwienie.

Niespodzianka


"Feral Sins" wpadła w moje dłonie w wyniku splotu wypadków. Niczego nie planowałam, co więcej nie miałam zamiaru jej czytać, a co dopiero recenzować.  Ponownie jednak okazało się, że jestem niepoprawną romantyczką. Nie mogłam się oprzeć. Pochłonęłam ją w przeciągu jednego dnia, co autorka może uznać jednocześnie za pochwałę i obrazę. Książka okazała się nieodparta. Na tyle, że przeczytałam ją bez poszanowania dla pracy, którą włożyła w nią Wright. Zamiast delektować się stylem i rozwijającym się uczuciem, bezczelnie pożerałam strony.

Suzanne Wright zdecydowała się na klasyczny konstrukt - wilkołaki, stada, dwie niespokojne dusze, które wkrótce nawzajem się dopełnią. Seria ma kilka części, jednak każda skupia się na innej parze bohaterów, w związku z czym autorka uznała świat otaczający stado, relacje ludzi i wilkołaków, a także obecność innych nadnaturalnych istot za sprawę drugorzędną.

Skupiła się wyłącznie na gorejącym pomiędzy stadami konflikcie wplątując w sam jego środek dwójkę głównych postaci. Akcja jest prosta, ale intrygująca. Niezgoda sięga wielu lat wstecz i dotyczy najstarszej z relacji rodzinnych - pomiędzy ojcem a synem. Autorka nie zapomniała o elemencie strachu i niepewności - w rozgrywające się wydarzenia włączyła negatywnych bohaterów, czyli przeciwników powstałego związku oraz zdrajcę, który w konsekwencji zagrozi nienarodzonemu życiu.

Wyrazistość


Bohaterowie w romansach fantastycznych muszą być wyraziści. Nie mogą łączyć w sobie wielu sprzecznych cech, ponieważ autor fizycznie ma czasu na budowę tak skomplikowanych osobowości. Czytelnicy wymagają konkretnych cech. Takich, które pozwolą sprecyzować charakter bohatera i przewidzieć jego reakcje. Powinny one sprawić, że zajmiemy jasne stanowisko w stosunku do postaci - określimy, jakie emocje w nas wywołują i czy sprzyjamy ich postępowaniu.

Taryn i Trey, a także cała gama bohaterów drugoplanowych, są właśnie tacy - silni, charyzmatyczni, atrakcyjni. Ich relacje są pełne słownych przepychanek i lojalności. Przemawiają do nas, czytelników. Czasami wywołują uśmiech, chwilami rozdrażnienie. Utrzymują nas w napiętym oczekiwaniu. Chcemy poznać zakończenie, zobaczyć jaki będzie końcowy rozkład sił. Wiemy, że możemy spodziewać się happy endu, a jednak wciąż trwamy w niepewności. Jak autorka poradzi sobie z kulminacyjnym momentem i rozwiązaniem akcji? Czy wszyscy przeżyją? 

Wright ma nad nami dużą władzę. Przewidujemy, knujemy, czasami nawet ogarnia nas pycha. Przekonujemy samych siebie, że nic nie może nas zaskoczyć. Tak naprawdę, nigdy nie możemy być do końca pewni, czy autor przypadkiem nie wykona agresywnego zwrotu, który rozbije nasze przypuszczenia w drobny mak.

Typowy romans


"Feral Sins" to typowy romans rodem z Wattpada. Nie zmienia to jednak faktu, że jest dobrą rozrywką pełną namiętności, dominacji i zaborczości. Sprawdza się idealnie w deszczowe ranki, jak i upalne popołudnia, ponieważ, gdy czytamy, znika cały otaczający nas świat.

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top