"Imperium czerni i złota", Adrian Tchaikovsky
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w swojej karierze czytelnika tak długo czytała książkę. Nie z tak przewidywalnych powodów jak nudna fabuła, czy nieciekawa tematyka. Mój pęd czytania skutecznie przystopowano poprzez sposób wydania książki.
Ciekawa okładka to jeszcze nie wszystko i wszyscy o tym wiemy. W "Imperium..." użyto jakiś super cienkich, pajęczych kartek, które zlepione razem uniemożliwiały łatwe czytanie. Nawet jeśli udało się pokonać tą jedną niedogodność, na drugim miejscu czekała liczba stron (631), a żeby było zabawniej, książka nie wydaje się AŻ TAK gruba. W sumie, wygląda przeciętnie. Dopiero, gdy dochodzimy do połowy, a końca nie widać, zaczynamy się zastanawiać 'a ile właściwie tu jest stron'? Odkrycie skutecznie zniechęca. Najpierw, wypadałoby się jednak odnieść do okładki. Jest zniewalająca. Cudowna. Wspaniała. Ale staje się adekwatna dopiero pod sam koniec książki.
W ten sposób docieramy do następnego, jakże ciekawego, faktu.
Akcja rozpoczyna się dopiero na samym, samiutkim końcu. To chyba taka nagroda dla tych, którzy dotrwali. Osobiście miałam ochotę rzucić książką w kąt i to wiele, wiele razy. Powstrzymałam się i zostałam nagrodzona. Warto czekać na rozwinięcie akcji. Zajmuje to autorowi nieprawdopodobnie dużo czasu, co ma swoje dobre i złe strony, ale ogólnie się chwali.
Złe strony są raczej oczywiste. Bardzo łatwo utracić zainteresowanie czytelnika, jeśli od razu nie "wyjedziemy" z czymś drastycznym i krwawym. Poza tym, zbyt długie czekanie, doprowadza do szału. Jednak, jeśli nie skupimy się na tym za bardzo, ujrzymy też jasne strony. Jest ich o wiele więcej, ale trudno je zauważyć, jeśli nasz umysł pragnie walki i dreszczu emocji.
Warto było poświęcić pół książki, aby czytelnicy dobrze poznali bohaterów. Co to za książka, jeśli po przeczytaniu jej, nie pamiętamy imion postaci. Fakt faktem, że nie niektórzy autorzy potrafią tak zręcznie wplatać informacje o bohaterach w rwącą akcję, że niedostrzegalnie stapiamy się z nimi w jedno i toniemy w książce. Tchaikovsky nie posiada tej umiejętności, ale wychodzi, mimo wszystko, obronną ręką.
Druga "dobra strona" dotyczy świata przedstawionego przez autora. Potrzeba czasu, dużo czasu, i jeszcze więcej akceptacji, żeby zrozumieć: Kim są bohaterowie? Jak wyglądają? Gdzie jesteśmy? Autor podjął się trudnego zadania. Stworzył swój własny świat. Nie ma w nim ludzi. Nie ma zwierząt. Są za to... stworzenia. Chyba tak powinno się je nazywać.
Tą drogą zahaczamy o trzecią przyczynę, która spowolniła moje czytanie. Muchopodobni? Ćmopodobni? Osowce? Modliszkowce?
WTF? To było pierwsze, co pomyślałam, gdy zaczęłam czytać i analizować nazwy. Dodatkowo, musimy wziąć poprawkę, że np. żukowce są krępi, niscy <ale wyżsi(chyba) niż muchopodobni> i nie władają magią, ale posiadają własną sztukę. To absurd. Czysta abstrakcja, której pojęcie zajęło mi pół książki. Następne pół próbowałam rysować i wizualizować wyglądać postaci. Nie powiodło mi się to. Pół biedy taki Tisamon <modliszkowiec> czy Tynisa <modliszko-pajęczyca>, którzy wyglądem przypominają ludzi, ale Acheos <ciemiec> pozostaje dla mnie białą kartą. Nie mam zielonego pojęcia, jak mógłby wyglądać ktoś, kto nie ma mięśni, ale strzela z łuku i ratuje swoją wybrankę, a! no i jednocześnie jest ćmą, w pewnym, dziwnym sensie.
Tchaikovsky zawojował, niewątpliwie, świat fantastyki, oferując czytelnikom coś całkiem nowego. Jednocześnie, minimalnie bo minimalnie, trochę się chyba zagalopował z tą oryginalnością.
Co niezmiernie mnie irytowało, na początku, a potem zagarnęło moją sympatię, to narracja. Jest prowadzona z perspektywy wielu osób, czasami wprowadza to zamęt, momentami niechęć <bo każdy chciałby śledzić losy najulubieńszego bohatera>, ale autor utrzymuje nas w ten sposób w ciągłym napięciu. W końcu, przyzwyczajamy się do przeskakiwania między bohaterami, a nawet zaczynamy to cenić.
Tchaikovsky ma także bardzo lekkie i przyjemne pióro, które nie tyle ułatwia czytanie, co nie utrudnia.
Mimo początkowych perturbacji jestem skłonna przyznać, ze jest to bardzo dobra książka. Czytaliście? :) Co myślicie?
Wyzwanie 2015 - 29/50
CONVERSATION