Nerdy tego świata, czyli 'Fangirl'

"Fangirl", Rainbow Rowell


Uwaga, uwaga! Tak! Udało się! W końcu przeczytałam tą jakże rozsławioną, popularną i hołubioną książkę! Ile wykrzykników w jednym akapicie! Wow!
Tak jak wspomniałam, właśnie zakończyłam swoją krótką, ale bardzo bliską przygodę z Cath, główną bohaterką książki.
Cath jest wszystkim,
czym jestem ja.
Nerdem, choć nie rozumiem, czemu to słowo uznawane jest za negatywne.
Aspołecznym wyrzutkiem społeczeństwa, co też nie jest złe, bo po prostu nie szlajam się po imprezach, na których nikogo nie znam.
Fangirl. Tak. Może nie znacie mnie od tej strony, ale jestem zapaloną fanką Harrego Pottera, Kubusia Puchatka i Kate Daniels. Oraz fanką samej siebie. Jak widzicie, u mnie ma to trochę inny wydźwięk. Niemniej jednak, mogę uznać się w mniejszym lub większym stopniu za Fangirl.
A teraz, gdy wymieniłam już plusy tej dziewczyny, które przyciągają do książki takie rzesze czytelników, zerknę  na kilka "minusów". Muszę tylko zaznaczyć, że te "minusy" wynikają z faktu, że autorce udało się stworzyć postacie do bólu realne. Bohaterów, którzy nie dość, że stoją, tak jakby "obok nas", to jeszcze wywołują silne, skrajne emocje.
Ale do rzeczy. Cath jest wszystkim tym, czym nie jestem ja.
Jest płaczliwa.
Zagubiona.
Samotna
Potrzebuje wciąż czymś się martwić.
Żeby teraz nie rozbudzić fali "hejtu" w moim kierunku, bo wiem, że Cath ma już wierny fanclub, nadmienię, że nie uważam się za boginię, ale te akurat cechy nie występują w mojej osobowości.
Chwilami dziewczyna mnie irytowała, ale jednocześnie nie potrafiłam się na nią gniewać. Bo jak tu być zły na kawałek siebie? No i kto nie ma kilku gorszych dni? Tygodni? Miesięcy? Każdemu się zdarza. Taki jest świat.
Poza tym opisy, którymi na początku zarzucała, zwalały mnie z nóg! W ogóle nie przypominały "sztampowych" gadek o "cudowności i piękności" facetów! Co to to nie. Było z pazurkiem i chrypką od zbyt głośnego śmiechu :)
-Przecież lubisz nerdów.
-Nie takich, którzy należą do bractw - powiedziała Cath. - To cała podgrupa nerdów , którzy akurat mnie nie interesują.
Historia jest banalnie oryginalna. Autorka wzięła każdy banalny, schematyczny element z typowych książek dla młodzieży oraz romansów i stworzyła coś tak wyjątkowego, że nie ma słów, aby to opisać. Nie koloryzowała. Nie upiększała. A jednak książka wyszła jej równie dobra co poprzednia!
Wszystko jest prawdziwe, dobre i złe, po prostu ludzkie. No nie wiem, jak inni, ale ja czułam się jak w prawdziwym świecie. Wszystko zostało świetnie wykreowane i aż trudno mi było znaleźć widoczne, rażące minusy.
-Jak to nie lubisz internetu? To tak, jakbyś powiedział: "Nie lubię wygodnych rzeczy. Ani łatwych. Nie lubię mieć natychmiastowego dostępu do wszystkich osiągnięć ludzkości. Nie lubię światła. Ani wiedzy".
-Lubię wiedzę.
-Mówiłeś, że nie przepadasz za czytaniem, teraz twierdzisz, że za internetem też nie. Co ci zostaje? 
Nie zachwyciłam się i nie zachłysnęłam wspaniałością książki, ale miałam momenty, gdy na sercu robiło mi się ciepło, a umysł wyrywał do kartek. Chciałam tam wejść, potrząsnąć Cath, uścisnąć ją, zabrać jej Leviego. Bo nie tylko główna bohaterka budziła silne uczucia, inne postacie radziły sobie równie dobrze! Reagan, Levi, Wren, wszyscy byli tak samo ważni i bez nich książka nie byłaby taka sama.
Bardzo przypadła mi do gustu relacja między Cath i Levim. Po prostu ubóstwiam ją! Lubię cię! Lubię! Lubię! (Jak przeczytacie, to zrozumiecie!)
W każdym razie, to był mój świat. Tak chciałabym żyć na studiach. Chciałabym odnaleźć siebie, miłość i zrozumieć, czego dokładnie pragnę.
Bardzo miło mi się czytało. Książka jest leciutka, niczym piórko, żartobliwa, słodka jak czekoladka i pyszna jak zielona herbata. Ma wszystkie cechy, które sprawiają, że czyta się ją jak pamiętnik. I to na dodatek swój. Tylko taki z przyszłości.
Denerwowały mnie chwilami fanfiki, które mnożyły się  na stronach. Jakoś mi wadziły. Nie moje klimaty.Co kto lubi :)
Bardzo polecam wszystkim smutnym, samotnym, nerdowskim, kujono-wyrzutkom społecznym! Jako jedna z nich zatwierdzam "Fangirl", jako książkę prawdziwą i godną przeczytania.
Kryśka
P.S. Jak to się stało, że nie zrecenzowałam "Eleonory i Parka"? Boże, jestem okropna. Niedługo się poprawię!

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top