Rosomak w wersji light, czyli 'Piękna katastrofa'

"Piękna katastrofa", Jamie McGuire


Zainteresowała mnie okładka i tytuł, więc wybaczcie, ale chyba jednak oceniam po okładce! :)


Opowieść o trudnej miłości i namiętności, pojawiających się na przekór zdrowemu rozsądkowi.
Dziewiętnastoletnia Abby Abernathy wybiera uniwersytet jak najdalej od domu rodzinnego, żeby zapomnieć o przeszłości u boku matki alkoholiczki i ojca hazardzisty oraz o własnej głęboko skrywanej tajemnicy. Marzy o ustabilizowanej przyszłości.
Travis Maddox uosabia wszystko to, od czego Abby chce uciec: brutalną siłę, fantazję i niefrasobliwość w związkach z dziewczynami, które o dziwo nie mają mu za złe, że zalicza jedną po drugiej. Tylko Abby - choć czuje, że jakaś zupełnie dla niej niezrozumiała siła przyciąga ją do tego chłopaka - nie chce mu ulec. A jednak godzi się na proponowany przez niego zakład: jeśli wygra ona, Travis zostawi ją w spokoju; w razie jego wygranej zamieszka z nim na miesiąc.
Czego Abby boi się bardziej? Wygranej czy przegranej?

Opis z lubimyczytać.pl.

Odnieśmy się do niego, linijka po linijce <dziwne słowo to "linijka">.
Jest to opowieść, nie będę z tym walczyć. Mogę się też zgodzić z miłością i namiętnością.
To, co napisano o bohaterach... użyłabym trochę innych słów.

Travis-kopnięty w głowę za młodu, choleryk, bokser, wariat, przystojny jak sto diabłów i wspaniale seksowny. Podnieca go fakt, że Abby mu się stawia.
Abby-grzeczna dziewczynka, seksowna <ale nie wiem o tym, no bo przecież!> i niesamowicie sympatyczna. Taka sąsiadeczka. Nie ulega Travisowi.

Tak lepiej :).
Teraz muszę wyjawić Wam kilka rzeczy.

1. Ona mu ulega, późno, ale niezaprzeczalnie.
Co było do przewidzenia. Bałam się na początku, że namiętność może wynikać z tego, że Abby po prostu nie daje sobie w kaszę dmuchać i nie jęczy za tych rosomakiem <Travisem>. Zamartwiałam się, że gdy się "zejdą" ona mu się znudzi. Wiem, irracjonalne myśli z mojej strony.
Jednak wszystko potoczyło się stałym "romansowym" torem, który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Oszaleli na swoim punkcie. A to mnie zaskoczyli.

2. Cała ich znajomość nie kręci się wokół tego jednego zakładu.
Powoli poznają się nawzajem, a gra jest tylko czynnikiem, który popycha ich ku sobie. Nie skupiajcie się więc na niej. Jest dużo akcji, trochę melodramatyczności i wiele tajemnic, które wychodzą na jaw.

3. Podczas czytania miałam <uwaga! trudne słowo!> AMBIWALENTNY <moje ulubione> stosunek do Travisa.
Chwilami miałam ochotę sprać go na kwaśne jabłko, a potem nagle doznawałam olśnienia, że przecież on jest taaaaki cudowny. A potem wracała niechęć. Jego zmienne nastroje, wybuchy, ostry język i ciągotki do wszystkich możliwych kobiet na ziemi skutecznie wprawiały mnie w najwyższy poziom wpieprzenia. Po prostu... ugh!

Wiecie co?
Ten opis w ogóle nie oddaje książki! Nic a nic!
To, co napisałam jest prawdą, ale mimo, że momentami jest schematycznie, to na pewno nigdy nie nudno. Akcja jest wartka, każdego bohatera poznajemy naprawdę dogłębnie <zmusza nas do tego liczba stron, siłą rzeczy>. Pochłonęłam książkę w jeden wieczoro-poranek<czytałam do 4 rano> i czasu nie uznaję za stracony.
Dopiero pod koniec lekko zajechało patetycznością i miałam dość rozstawania się i schodzenia bohaterów, a także problemów, które mieli ze sobą. Troszkę mnie to irytowało, ale wyobrażam sobie, że z ich przeszłością o takie zmartwienia nie trudno i nie mieli na nie wielkiego wpływu.

Ja wiem, że nie można spoilerować, ale gdyby słowa zostały dobrane lepiej, wcześniej przeczytałabym tą książkę. Gdyby nie to, że z doświadczenia wiem, że opisy często kłamią i są nieścisłe, pewnie nigdy bym nawet nie wyciągnęła ręki po tą lekturę.
I to, moim skromnym zdaniem, byłaby strata. Może nie jakaś wielka, ale znaczna.
Jest to jeden z lepszych romansów, choć chwilami się denerwowałam. Mógłby być jeszcze lepszy, ale darowanemu koniowi i w te sprawy :).
Może powinnam napisać coś więcej, bardziej wybebeszyć tą pozycję, ale prawda jest taka, że, gdybym to zrobiła, opowiedziałabym Wam całą książkę. Wszystko jest tam bardzo mocno powiązane i nie sposób powiedzieć o jednym i pominąć drugie.
Poza tym wiele odsłonięto w opisie! Mogę tylko dodać, że... eee, nie, tak naprawdę to nie ma za bardzo, co dodać.
Nie jest źle. Romans wart uwagi, jeśli jest się miłośniczką tego gatunku, tak ja ja.
Jeśli romanse nie przyciągają Was zbytnio i nie zwracacie na nie dużej uwagi, nie czytajcie. Będziecie niezadowoleni i stracicie czas.
Kryśka

P.S. Gdy czytałam Travis niepokojąco przywodził mi na myśl Wolverine'a!

CONVERSATION

4 komentarze:

  1. Okładka jest boska! Pamiętam, że gdy zobaczyłam ją w nowościach, to normalnie aż półki (których ciągle brak) otwierały się, żeby przyjąć tę książkę. :) Jeśli mi ktoś ją daruje, to mu w oczy,zębyby, kieszeń, cokolwiek...patrzeć nie będę :P
    Dzięki za zachętę :)
    PS. Nie wiem jak ja będę funkcjonować w czasie, kiedy biologia Cię porwie całkowicie. ;) Będę musiała Twoje notki studiować od początku, jeśli zmniejszy się częstotliwość pisania. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :( Biologia mnie pożre, skonsumuje, ale będę wytrwała! Cieszę się, że książka Cię zainteresowała, Stworku :D okładka wymiata :) mama nadzieję, że ktoś będzie na tyle zmyślny i podaruje ci ją w prezencie :D może zasugeruj to komuś (nie)dyskretnie!

      Usuń
  2. Obawiam się, że nie powinnam zabierać się za tę książkę, bo romanse nie są moim ulubionym gatunkiem. Czasami po jakiś sięgam, ale właśnie zazwyczaj narzekam i marudzę, więc chyba nie dla mnie "Piękna katastrofa" :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli raczej nie przepadasz to faktycznie :D jest dużo romansów, które są o wiele, wiele lepsze od "Pięknej katastrofy". Nie ma co zawracać sobie głowy, gdy nie pała się miłością do gatunku :D

      Usuń

Back
to top