Zakrwawione szpony, czyli 'Kobiety dyktatorów 2'

"Kobiety dyktatorów 2", Diane Ducret


Kolejne spotkanie z historią, które uczy, ale jednocześnie nie zamula.
Bądźmy szczerzy, większość książek sprowadza się do nudnego wyliczenia faktów, zawarcia najważniejszych zdarzeń w kilku zdaniach i podsumowania, tudzież pointy. Przynajmniej ja, w dużej mierze, w ten sposób widzę książki stricte historyczne.

Tym razem autorka przechodzi o krok dalej i przybliża nam życie takich postaci jak Fidel Castro, Saddam Husajn czy Kim Dzongil. Życiorysy w większość pokrywają się czasowo, co daje osobliwy klimat wielowymiarowości. Z jednej strony czytamy o rewolucji, nastawieniu Fidela Castro czy też Dzongila, a potem przeskakujemy do Chomejniego i Husajna. Są od siebie diametralnie różni, choć przyświeca im podobny cel.
Jeśli jest takim samym przywódcą jak ojcem, współczuje Kubie!
Druga część nie odbiega stylistycznie od pierwszej, choć pojawiło się kilka "wzniosłych" zdań, które nijak miały się do czysto informacyjnej roli książki, a także do prawdziwego stylu autorki. Po prostu pełniły rolę wstawek i było ich o kilka za dużo, jak na moje oko.
Również zabrakło zdjęć, które dość skąpo przedstawiły sylwetki tytułowych kobiet dyktatorów i samych panów.
Od całości odstawała również końcówka, która traktowała o Osamie bin Ladenie. Przede wszystkim tytuł rozdziału w ogóle nie określił o kim mowa, a może ja nie załapałam przesłania.
Miałam wrażenie, że pani Ducret po prostu na prośbę wydawców doczepiła tego ostatniego mężczyznę, w myśl słów "im nas więcej, tym weselej". Cóż, niekoniecznie jak się okazuje. Rozdział ciekawy, ale delikatnie zaburza harmonię książki i nie został na tyle rozwinięty, by porządnie się w niego zagłębić.
W temacie minusów ode mnie tyle, choć nie ukrywam, że druga część serii wypadła ździebko słabiej niż poprzednia.
Mimo minusów wciąż jestem usatysfakcjonowana, a moje szare komórki świętują.
Drugie tomy mają to do siebie, że mam wrażenie jakbym wsiadała na rower. To uczucie, czegoś znajomego, rozpoznanie, a potem pęd wiatru i jazda przed siebie. Tak było i tym razem.
Póki nie dobiłam do ostatniego rozdziału o nieszczęsnym bin Ladenie naprawdę pochłonęłam książkę w dwa dni. Trudno było mi się oderwać. Kto wie, czy historie w tym tomie nie są nawet bardziej ciekawe niż w pierwszej części.
W każdym razie, książka godna uwagi, szczególnie jeśli ktoś lubi spojrzeć na sprawę od strony kobiet. Naprawdę nabiera się dystansu. Potem wizerunek, który uformował się w naszych głowach podczas czytania musimy zderzyć z suchymi faktami historycznymi. Wtedy dopiero mamy wybuch. Poza tym, dla tych którzy wciąż chodzą do szkoły, mam informację, że na sprawdzianach "Kobiety dyktatorów" pomagają i gwarantują dobrą ocenę. Naprawdę.
Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top