Grejowski szit, ekshibicjonizm i pornol, czyli 'Piękny drań' i 'Piękny nieznajomy'

"Piękny drań", "Piękny nieznajomy", Christina Lauren

Zastanawiałam się długo, czy warto robić recenzję "Pięknego drania". Przeczytałam go dość dawno temu i stwierdziłam, że nie warto męczyć Was recenzją. Jednak przed chwilą uraczyłam się"Pięknym nieznajomym" i zdecydowałam się podjąć wyzwanie zrecenzowania obu książek.
Zacznijmy od przysięgi.
Przysięgam mówić prawdę, tylko prawdę i całą prawdę. Czy jak to tam szło.



"Piękny drań"


Jestem autorką i lubię seks. Nazwę moją książkę romansem i wypełnię ją scenami seksu. Sprośnymi, wulgarnymi, uwłaczającymi, niepodniecającymi i... zabawnymi.
Bo... poznajcie Bennetta, faceta od koronkowych gatek, sekretarek i chamskich odzywek. Będzie dziś mierzył się z Chloe, nie mniej wybredną w słowach panienką, uwielbianą przez jego rodzinę. Powiedzieć, że się nienawidzą od pierwszego wejrzenia to za mało. Oni pałają do siebie gorącym, palącym uczuciem, które ma tylko i wyłącznie negatywny wydźwięk.
A co zawsze idzie za takimi... związkami? Seks. Dużo seksu. I jeszcze więcej seksu. Ah, no i dodajmy szczyptę seksu. Nie zapomnijmy o łyżeczce seksu. I przyprawieniu seksem.
Bo, czy w książce liczy się fabuła? Bohaterowie? Treść? Czy to wszystko ma znaczenie, gdy stajemy w obliczu zjawiska, które nazwałam "grejowskim szitem". Grejowski szit ma to do siebie, że jest obezwładniający. Ogarną rynek wydawniczy i ogłosił, że: TAK, ISTNIEJE ZAPOTRZEBOWANIE. Na co? Na seks w książkach. Dlatego też z uśmiechami odrzucono wszelkie miłe, lekkie powieści, które miały fabułę i sens istnienia, a zastąpiono je "grejowskim szitem".

Zaraz za "Pięknym draniem", plasuje się...


"Piękny nieznajomy"


Aaa i tu wkraczamy na wyższe poziomy wtajemniczenia. Nie wystarcza już seks w przebieralniach i na klatkach schodowych. Nie! Dodajmy wyuzdane sceny wyciągnięte prosto z pornola. Sekskluby, lustra, dyskoteki. Fotografowanie aktów, wywoływanie tych zdjęć i ekshibicjonizm. Mrr, czego chcieć więcej. A, no może... na przykład, nie zrozumcie mnie źle... co gdybym zapragnęła trochę akcji, rozmów... trochę więcej książki, a mniej pornola?
W "Pięknym nieznajomym" autorka i tak zmniejszyła znacząco, praktycznie do zera, ilość wyzwisk i przekleństw, ale zastąpiła je wyuzdaniem. Wciąż nie spotykamy się jednak z panią fabułą, panem dialogiem i małymi dzieciaczkami, czyli podstawowymi elementami, które pozwalają odróżnić dobrą książkę od gówna. I żeby nie było niedomówień, to jest to drugie.
Opinia jest subiektywna i pewnie znajdzie się wielu, którzy się z nią nie zgodzą, ale...
Kryśka

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. O kurczę! ;) Ostry bulwers, chciałoby się rzec. ;) Będę musiała chyba tego "Greya" w końcu chociaż spróbować czytnąć, żeby na własnej skórze móc ocenić, czy te książki to rzeczywiście gówniane gówno, czy może śmierdząca brązowa maseczka błotna rzucona ku pokrzepieniu spragnionych podniet tłumów ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahha :D fakt, fala hejtu napłynęła spod moich palców, ale wszystko to prawda, przynajmniej moim zdaniem :D "Greya" polecam przeczytać, chociażby w ramach poszerzenia możliwości bulwersacji właśnie. I czasem odnoszę wrażenie, że zależnie, na który fragment książki się natkniesz jest to, albo gówniane gówno, albo śmierdząca maseczka błotna :D jak to zabawnie i trafnie ujęłaś.

    OdpowiedzUsuń

Back
to top