"Pierwszy śnieg", Jo Nesbo
Mój pierwszy kryminał w życiu. Pierwsze zetknięcie z pisarzem, którego książki rozsławiono na całym świecie. Po raz pierwszy miałam okazję dotknąć tak zawiłej, przerażającej i skrupulatnej intrygi.
Bałwan. Pozornie niegroźny obiekt, który powstaje na podwórkach, gdy tylko z nieba sypnie pierwszy śnieg. To powszechnie znany fakt. Tak samo jak prawda, że śmierć nie zawsze jest przypadkowa. Co łączy te dwa, pozornie nie mające ze sobą nic wspólnego, elementy? Kim jest morderca i... czy w ogóle jest?
Wspaniała książka. Motyw, który powalił mnie na kolana.
Bałwan? Wpierw pomyślałam: WTF? Potem zaczęłam chichotać, bo jaką tu niby można stworzyć tajemnicę? W końcu wytrzeszczyłam gały, gdy akcja stopniowo się rozwijała, trupy słały się gęsto, a ja wciąż nie wiedziałam, kto, jak i dlaczego. Do samego końca siedziałam spięta i oczekująca, aby poznać sprawcę całego zamieszania. Nie mogłam przyjąć do wiadomości prawdy, że oto ja, Krystyna, jestem ślepa na oczywistość. Muszę przyznać, że jestem świeża w tym gatunku, ale rozwiązanie jawiło się tuż tuż przed oczyma. Przez cały czas autor powracał do mordercy. Mój biedny, słodki, burczący Harry tak wiele razy ocierał się o rozwiązanie, a jednak wciąż potykał się o niewłaściwe osoby, specjalnie podstawione przez Bałwana.
Zbrodniarz natomiast przez całe 432 strony jawił mi się jako skrupulatny, okrutny zwyrodnialec, który ma nierówno pod sufitem. Ostatnie się zgadzało, ale początek? Sposób zabijania, nieuchwytność dowodów, ilość wysiłku włożona w całe przedsięwzięcie i zabawa. Ta straszna, chora zabawa, która prowadził z głównym bohaterem. W życiu nie pomyślałabym, że w rzeczywistości jest osobą tak sytuowaną, poważaną i... delikatną, przynajmniej na pierwszy rzut oka. To wprost niewiarygodne, że krążył tak blisko, a odkryty został dopiero w chwili, gdy sam tego zapragnął.
Myślę, że już w poprzednim akapicie można się zorientować, że postacie są genialnie wykreowane. Każdy, przynajmniej w moim mniemaniu, stał się na chwilę potencjalnym mordercą. Nawet do Harry'ego miałam przez chwile podejrzenia <wiem, to idiotyczne, ale jakoś tak mimowolnie>. Najśmieszniejsze jest to, że każdy nowy, podstawiony "kozioł ofiarny" wydaje się logicznym wyborem. Jego wina maluje się przed nami jako oczywistość, a motyw, jak dobrze wiemy, można naprędce wydedukować.
Dodajmy do tej zabójczej <dosłownie> mieszanki klimat, który tworzy mroczna, mroźna i nieprzyjazna Norwegia. Wszędzie szaro, ponuro, więc i o seryjnego nie trudno. Ponadto posiadam jakiś sentyment do tego kraju, więc czytanie o jego elementach i złożoności było czystą przyjemnością.
Gruba księga stała się dla mnie lekturą na dwa dni. Pochłonęła mnie bez reszty. Czcionka i okładka w niczym nie przeszkadzały, a wręcz zachęcały.Kunszt autora jest niezaprzeczalny, jestem tylko ciekawa, czy stwierdzenie na okładce, które brzmi: "Nesbo strącił z tronu Larssona", jest prawdą?
W niedługim czasie mam zamiar się o tym przekonać :)
Kryśka
Nie ma jak zaczynać czytanie od 7 tomu. ;) Cieszę się, że za Tobą pierwsza kryminalna intryga (ja zaczynałam przygodę z kryminałem od Christie :)), a skandynawskich intryg jeszcze nie ruszałam (próbowałam czytać "Dziewczynę ze śniegiem we włosach", ale poległam nie mogąc przebrnąć przez imiona i nazwiska bez samogłosek :P), stawiając na europejskich pisarzy. Ale skoro Ci się podobało, to może i ja w końcu się przełamię i tego norweskiego autora dorwę (póki co przymierzam się do Lackberg, bo lubię zaczynać serie od tomów numer 1, a takowy zerka na mnie z półki ;))
OdpowiedzUsuńChristie uwielbia moja mama, więc też niedługo się skuszę :D faaakt, 7 tom :D dostałam od koleżanki i jakoś tak, a co się będę! :D w sumie są to odrębne historie, więc spokojnie można zaczynać od środka. A imiona i nazwiska faktycznie stanowią wyzwanie! Momentami wątpiłam :)
OdpowiedzUsuń