Propozycja nie do odrzucenia, czyli 'Ojciec chrzestny'

"Ojciec chrzestny", Mario Puzo



Wyzwanie Labrysa 2015
Przeczytałam. Zachwyciłam się.
Muszę i przyznam to bez zbędnych formułek. 
W gruncie rzeczy, "Ojciec chrzestny" równa się "Mistrzowi i Małgorzacie".



Postacie są ostre, gruntowanie nakreślone. Wręcz rażą realnością. Są do bólu ludzkie. Zdradzają, kochają, badają, nienawidzą oraz czekają. Często oczekiwanie dotyczy zemsty, czasami prostej miłości.
Są rzeczy, które trzeba zrobić, i robi się je, ale nigdy o nich nie mówi. Nie próbuje się ich usprawiedliwiać. Są nie do usprawiedliwienia. Po prostu się je robi. A potem o nich zapomina.
Mario Puzo niezwykle umiejętnie opisał w książce ludzkie charaktery. Zabawił się nimi. Jak uczynił wszystko tak bardzo prawdziwym?  Jakim sposobem sprawił, że oddychałam razem z bohaterami?
To pozostaje dla mnie zagadką, jednak dla Was powinno stać się pokusą.
Czy jest coś wspanialszego niż doświadczanie? Nurzanie się w świecie, który nie powinien wykraczać poza proste słowa, a jednak to robi? To doprawdy uczucie jedyne w swoim rodzaju. Upajające. Wciągające. Uzależniające.
Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna.
Autor uczynił tą książkę właśnie taką. Jest niczym narkotyk, który wgryza się w serce i mózg. 
Najbardziej zachwycająca jest dalekowzroczność autora. Wszystko jest perfekcyjnie zgrane, skoordynowane jak w najlepszym zegarku. 
Dialogi są pełne niedopowiedzeń, jednak nie zdajemy sobie z nich sprawy, póki nie zderzamy się z rozwiązaniem. Akcja jest nie tylko warta. Ona porywa. 
Mimo wielowątkowości nie sposób się pogubić. Nie wiem, co będzie dalej, nie rozumiemy, dlaczego ten a nie inny bohater został przywołany właśnie w tej scenie. Przynajmniej nie do końca. Dzieje się tak bardzo często. Jednak, co czyni książkę dziełem najwyższego sortu, nie sposób zaprzeczyć, że zdarzenia są na tyle poruszające i proste w odbiorze, że nie można się pogubić. Czytelnik krąży między postaciami. Każda sytuacja porywa nas na nowo. Odbieramy ją innym zmysłem. Angażujemy się, ale za każdym razem ma to trochę inną formę.
Spędzasz czas z rodziną? To dobrze. Mężczyzna, który nie spędza czasu z rodziną, nigdy nie będzie prawdziwym mężczyzną.
Każda osoba jest na swój sposób wyjątkowa i wywołuje żywe, trudne do okiełznania emocje. Chcemy znać jej los. 
Pragniemy razem z Ojcem Chrzestnym przemierzać meandry przebiegłości. Nawet najbardziej podły, zapluty i niewart ponownego spojrzenia bohater zapisuje się w naszej pamięci i tworzy całą historię. 
To nie jest powieść indywidualna. Po raz kolejny w swoim życiu mierzę się z książką, która nie mogłaby istnieć bez wszystkich wykreowanych bohaterów. Są oni odrębnymi bytami. Istnieją w książce, jakby niezależnie od siebie, a jednak razem są czymś więcej. Osobno nie byliby w stanie unieść tak wielkich pokładów emocji, zdarzeń i charakterów.
Połączenie takiej ilości bohaterów jest często zgubne. Rzadko kiedy autorowi udaje się sprostać wyzwaniu, by połączyć ich w jeden wspólny organizm. 
Mario Puzo podjął wyzwanie.  Podołał. Zwyciężył. I oddał w nasze ręce książkę, która nie jest tylko jego dziełem. Została stworzona przez ręce jego bohaterów.
Matki są jak policjanci. Zawsze wierzą w najgorsze.
Coś tak złożonego nie powinno być tak łatwe w odbiorze. A jednak.
Gdzie leży złoty środek? 
Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top