"Światło, którego nie widać", Anthony Doerr
Książka pisana przez dziesięć lat.
Ogrom historii zawarty w pięknej, poruszającej opowieści.
Raczej nie przepadam za książkami historycznymi, ale słyszałam tak wiele oszałamiających recenzji tej pozycji, że trudno było ją zignorować.
Kupiłam.
Przeczytałam.
Powróciłam.
Zaznaczmy na wstępie, że "Światło, którego nie widać" to książka uniwersalna, trafiająca do szerokiego grona odbiorców i jak wiele innych nagradzanych książek, traktująca o II Wojnie Światowej.
Nie pozostawia jednak wątpliwości fakt, że ogrom pracy, który w nią włożono, owocuje. Jest to historia przedstawiona z perspektywy kilku bohaterów, których losy mają spleść się w końcowym, rozstrzygającym momencie. Mogę Wam zdradzić, że są to chyba najsmutniejsze chwile książki.
Najwięcej uwagi przyciągają drobna, niewidoma dziewczyna-Marie-Laure i mały, bardzo inteligenty Werner Pffennig. Oboje są niezwykle charakterystyczni, pełni silnych emocji, ale jednocześnie jakby niegotowi na ten wielki świat. Uczucia, które niezaprzeczalnie wypełniają ich ciała po brzegi, stanowią także zagrożenie. Uderzają w nich, ranią. Te młode dusze nie radzą sobie z okrucieństwem świata i z trudem utrzymują swoje dobro.
Stykamy się także z takimi bohaterami, jak von Rumpel czy Etienne, którzy stanowią filary "przedstawienia" i odgrywają w nim, wbrew pozorom, bardzo ważne role. Jeśli zdecydujecie się na czytanie, proszę, zwróćcie uwagę, że każda z tych postaci, jak różna by nie była, jest obrazem pojedynczej ludzkiej emocji.
Marie-Laure - dobro.
Von Rumpel - chciwość.
Werner - bezbronność.
Zatrzymują się na chwilę, by Volkheimer mógł odpocząć, a Werner pochyla się i ogląda jeden z odbiorników. Po chwili wyjmuje z kieszeni niewielki śrubokręt i dokręca obluzowaną pokrywę. Volkheimer spogląda nań z wielką czułością.
-Kim ty mógłbyś być...Tak naprawdę "Światło, którego nie widać" to także książka o poznawaniu i kształtowaniu siebie.
Jak trudno zachować indywidualizm, zdroworozsądkowość, wiarę i prostą dobroduszność, gdy z każdej strony napierają na nas masy negatywnych emocji, rozkazów i chorej manipulacji.
To była walka, która toczyła się w każdym człowieku, podczas gdy jednocześnie musiał mierzyć się z wojną umysłów, poglądów i światów.
Właśnie ta wojna, wszystkie bitwy, które obserwujemy oczami wyobraźni zostały ukazane w niezwykle plastyczny sposób. Poznajemy ważne fakty historyczne, stykamy się w wieloma niuansami, ale jednocześnie nie spada na nas deszcz dezorientujących szczegółów.
Co uderzyło mnie najbardziej?
Całość. Autor posiada niezwykły talent. Każde słowo w tej książce jest nośnikiem historii-człowieka, państwa, małego miasteczka. Co więcej, umiejętności pana Doerr'a, wprawa z jaką pisze, pozwalają nam na zatopienie się w książce. Sześćset stron wydaje się igraszką. Jest ich wręcz zbyt mało! Bo jak oddać okrucieństwo wojny, piękno przyjaźni i zawiłość każdego z bohaterów w zaledwie kilku zdaniach? Choć umieram z tęsknoty za bardziej rozwiniętą kontynuacją, muszę przyznać, że jestem ogólnie usatysfakcjonowana z efektów końcowych. Nie mam pytań. Każdy wątek został przeanalizowany, podkreślony i skrzętnie domknięty.
Słowa, litery, zdania, kartki papieru-instrument w rękach artysty.
Marie-Laure czeka. Prawą dłonią odszukuje poręcz. Nieznajomy jest u podnóża schodów. Marie-Laure omal nie zaczyna krzyczeć. Ale kiedy słyszy odgłos stawiania stopy na pierwszym stopniu, zauważa, że rytm kroków jest nierówny. Jeden krok, pauza, dwa kroki, pauza. Już słyszała te dźwięki. Tak chodzi kulejący niemiecki starszy sierżant o martwym głosie.Chciałabym streścić Wam treść, ponieważ nie jestem w stanie oddać kunsztu tej książki w kilku słowach. Mam nadzieję, że recenzja zachęci Was do czytania. Nie warto zwlekać, namyślać się. Trzeba czytać! Pozwólcie sobie na odczuwanie.
Im więcej książek czytam, tym odnoszę silniejsze wrażenie, że tu i teraz nigdy nie dorówna literackiemu "tu, kiedyś lub w przyszłości". Rzeczywistość w starciu z książkami jawi się blado, jako nie dość dobry ekwiwalent.
Z niecierpliwością czekam na następne książki pana Doerr'a.
Wyzwanie 2015 - 48/50
0 komentarze:
Prześlij komentarz