"Wśród obecnych był morderca", czyli 'Wigilia Wszystkich Świętych'

"Wigilia Wszystkich Świętych", Agatha Christie


Z panią Christie miałam do czynienia na przestrzeni lat. Przede wszystkim do jej książek zachęcała mnie mama. Dopiero niedawno skusiłam się na "Morderstwo w Orient Expressie", teraz zdecydowałam się na "Wigilię Wszystkich Świętych". Czy słusznie?

Ha! Żarcik! Głupie pytanie. Naprawdę. Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać, albowiem, z informacji, które udostępniła mi moja rodzicielka, wynika, że wszystkie książki pani Christie są dobre, jeśli nie bardzo dobre.
"Wigilia wszystkich Świętych" nie jest wyjątkiem.
Przeszłość jest matką teraźniejszości.
Jednak tym razem... udało mi się odgadnąć, kto jest mordercą, przynajmniej częściowo.
Morderstwo na przyjęciu, głosi okładka.
Faktycznie. Na przyjęciu Halloween zamordowano dziecko. Dziewczynka - Joyce - nie słynęła z prawdomówności, jednak tym razem jej kłamstwa posunęły się za daleko. O jedno słowo za dużo? O jedno dziecko mniej.
Do akcji wkracza wypomadowany od czubka głowy do stóp Herkules Poirot. Lakierki błyskają z jego nóg, a wąsy budzą podziw. Sprężystym krokiem przejmuje sprawę, w której, co oczywista, epizodycznie asystuje mu pani Oliver.
Pozornie beznadziejna sprawa, nierozwiązywalna zagadka... to po prostu kolejna łamigłówka, którą Poirot rozwiąże z czystą rozkoszą.
Poznałem fakty - odparł Poirot - Fakty, które teraz zwykłą koleją rzeczy powinny zostać, jeżeli można tak powiedzieć, zakotwiczone w odpowiednim miejscu przez daty.
Zadziwia mnie w jaki sposób Christie udało się umieścić w tak krótkiej książce tak wielu bohaterów. Opisała ich bardzo precyzyjnie, jednak nie odkryła wszystkich kart. Nad miasteczkiem wciąż majaczy tajemnica, rozlana krew, a mimo to autorka nie tylko wprowadziła nas w codzienne życie mieszkańców. Ona znalazła czas i miejsce na małe dygresje, lekko odbiegające od tematu rozmowy, jednocześnie nie zatracając sensu książki i koncentrując się na celu. Za każdym razem jestem tak samo zaskoczona, gdy okazuje się, że wszystkie, pozornie błahe elementy, miały gigantyczne znaczenie, były wręcz monumentalnymi okruszkami, którymi trzeba było się kierować.
Ale zapomnieć coś lub kogoś, nie móc przypomnieć sobie twarzy, ruchu ramienia, gestu, drzewa, kwiatu lub linii krajobrazu, pamiętać zarys, lecz nie móc wyobrazić sobie pełnego obrazu, to czasami niemal jak śmierć. 
My, czytelnicy, szukamy winnego, rozwodzimy się nad potencjalnymi motywami, wyczekujemy rozwiązania akcji. W tym samym czasie możemy się także zanurzyć w codzienności, rozglądnąć dookoła, przespacerować po parku z Poirotem, posłuchać legend, baśni i wczuć się w klimat miasteczka. Doświadczamy codzienności naszych bohaterów, frasujemy swoje mózgi, próbujemy przejrzeć umysł autorki. To wszystko jest strasznie wciągające, ale równie bezcelowe. Nieświadomie mijamy znaki, ignorujemy oczywistości, nie skupiamy się na faktach, nie łączymy strzępków w całość. Robi to za nas Poirot. Zręcznie i z przytupem otwiera przed nami kopertę z rozwiązaniem.
Miała wszystkie potrzebne cechy. Zawsze mnie ciekawiło - dodał - jaką naprawdę kobietą była Lady Makbet. Jaka by była, gdybyśmy ją spotkali naprawdę? Tak, sądzę, że ją spotkałem.
Królowa kryminału? Zgadzam się. Główna zbrodnia tej książki? Okazuje się tylko jedną z całego ciągu. Nie jest wyjątkowa. Jest po prostu efektem ubocznym działań chciwych ludzi, prawdziwych aktorów na scenie miasteczka. W tej krótkiej książeczce jest więcej treści niż w niejednej ośmiuset stronicowej księdze. I to jest talent, proszę Państwa.


Wyzwanie 2016 - 13/16

Kryśka
P.S. Jak poprawnie pisać imię pani Christie? Spotkałam się z wersją "Agata", jak na okładce, oraz "Agatha".

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top