Odstresowujący czynnik dzienny i nocny, czyli 'Wbrew zasadom' i 'Wszystkie odcienie pożądania'

"Wbrew zasadom", "Wszystkie odcienie pożądania", Samantha Young





Coś dla spragnionych romansów.
Mimo, że okładki nie zachwycają i kojarzą się z erotykami z dolnej półki, muszę przyznać, że książki plasują się kilka stopni wyżej niż przeciętny "grejowski szit".
Wiem, tytuły też moją zwieść, ale! ale! naprawdę warto zahaczyć o tą autorkę, jeśli lubujecie się w romansach.

Po przeczytaniu nie został w moim umyśle posmak zniesmaczenia czy euforii. Niemniej jednak mają w sobie szczególny rodzaj charakterku, jest w nich coś wyjątkowo przyciągającego.
Jestem pewna, że po części chodzi o tematykę, a także o zręczność pióra autorki, która zarysowała świat miłosnego uniesienia i radości, o którym marzy każda nas.
Rozumiecie, miłość, poświęcenie, troska, trochę pikanterii, problemów i nagłych zwrotów akcji. Całość otoczona grubym szalem romansu wymieszanego z małą dawką realności.
Ten mix nie spowodował jednak odruchu wymiotnego. Bynajmniej. Pani Young zapodała na taśmę romansik wybitnie przeciętny, ale, o dziwo, interesujący i wciągający.

"Wbrew zasadom" to pierwsza część cyklu: On Dublin Street.
Główną bohaterką jest Joss, bohaterka naszpikowana słowem "introwertyk", mająca trudne życie i głębokie rysy na psychice. Jej wybawcą, jak pewnie wszyscy już się zorientowali, jest bogaty i wspaniale seksowny Braden. Ich perypetie są na tyle naszpikowane ironicznymi odzywkami, walką i słodyczą, że człowiekowi trudno oderwać wzrok od stron książki. Mimo że pod koniec robi się melodramatycznie, a Joss porządnie wnerwia czytelnika, koniec satysfakcjonuje i zamyka historię.
Nie mogę opisać Wam całej książki. To po prostu typowy romans, świetny wypełniacz czasu, odstresowujący czynnik dzienny i nocny, przerywnik, którego pragnie każda z nas.
Tak samo jest z drugą książką, choć trzeba przyznać, że postacie zostały stworzone na całkiem inną modłę pod względem charakterów. Historia też nie jest, jak zakładałam, skopiowana. Autorka postawiła na trochę oryginalność, subtelnie różne elementy fabuły i zdecydowanie więcej akcji pod koniec książki.
Tym razem prym na kartach wiedzie piękna Jo, która gra swoją rolę w filmie codziennego życia, walczy o brata i zmaga się z przeszłością, która prześladuje ją od świtu do nocy w postaci matki. Postać Romea przypadła Cameronowi, który nie próżnuje i od razu nazywa główną bohaterkę niewybrednym słowem, następnie docieka prawdy i zakochuje się. Po drodze oboje popełniają masę błędów, kłócą się, okłamują i próbują ułożyć sobie życie.
Muszę przyznać, że "Wszystkie odcienie pożądania" podobały mi się o wiele bardziej niż "Wbrew zasadom". Więcej zrywów emocji, akcji, no i bohaterowie wydali mi się dużo lepsi.
Na tyle wciągnęłam się w historię i byłam ciekawa zakończenia, że przerwałam czytanie w nocy i podjęłam następnego dnia. Dlaczego? Bo chciałam porcjować sobie przyjemności. Robię tak tylko wtedy, gdy podoba mi się to, co czytam.
Jak można się domyślić, obie książki nie zajęły mi dużo czasu, ale pozwoliły oderwać się od rzeczywistości i niebotycznej ilości nauki.
Jeśli też poszukujecie krótkiego przerywnika w codziennym życiu i potrzebujecie odprężenia, śmiało możecie sięgnąć po książki Samanthy Young.
Kryśka

CONVERSATION

4 komentarze:

  1. Chętnie. Skoro jest lepiej niż u Grey'a, to mogę zaryzykować. Czasami lubię sięgać po takie książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej się nie rozczarujesz, choć, jak mówię, pod koniec to troszkę kluseczki z olejem :D

      Usuń
  2. Erotyki mnie nie przekonują, więc podziękuję tym razem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele nie stracisz :D ale jeśli będziesz potrzebować oderwania od codziennego życia to ta książka powinna się nadać :D

      Usuń

Back
to top